Emigrant pierwszy raz w Warszawie

Pierwszy raz wjechaliśmy do Polski tuż przed zburzeniem berlińskiego muru. Dzieci zobaczyły Polskę po raz pierwszy. Dwa miesiące później pojechaliśmy odwiedzić rodzinę w Warszawie na Boże Narodzenie 1990.

droga w NRD 1990
Parking przy autostradzie w byłym NRD, 1990.

Jako uchodźcy polityczni mogliśmy już wjechać do Polski bez obaw o zatrzymanie przy kontroli dokumentów na granicy.

1300 km na wschód

Jeszcze nigdy przedtem nie jechałem samochodem tak daleko, tak emocjonującym szlakiem, więc to była ekscytująca przygoda. Przejazd bez kontroli granicznej w Helmstedt przez wciąż świętujące NRD i wyczerpujące, siedmiogodzinne czekanie w kolejce samochodów  na polskiej granicy w Świecku, wśród handlarzy sprowadzających masowo stare samochody z RFN-u. Świecko to była, w czasie, dopiero połowa drogi do Warszawy. Cała podróż trwała ponad dobę.

Ostry klimat

Warszawski klimat niby nas nie zaskoczył, ale jednak w praktyce grudniowe mrozy były uciążliwe dla nas żyjących w łagodnym klimacie Holandii, gdzie mrozy są rzadkością. Człowiek odwykł do chodzenia w czapkach, rękawiczkach i grubych paltach. W ciągu dnia było w Warszawie parę stopni poniżej zera ale w nocy temperatura spadała szybko do -10. A noc zapada w Warszawie znacznie szybciej niż w Amsterdamie.

Warszawska ulica w grudniu 1990
Warszawska ulica w grudniu 1990.

Miasto złodziei

Samochód trzeba było obowiązkowo parkować na strzeżonym parkingu osiedlowym. W tych latach 90. samochód na zagranicznych numerach zbyt łatwo kusił złodzieja, czyli każdego przypadkowo przechodzącego lumpa. W moim wypadku, za każdym razem gdy odwiedzałem Warszawę w tych latach, włamywano mi się do samochodu. Przez cztery lata, cztery włamania; zepsute zamki, stacyjka i wyrwane radia.

Zima!

Rano musiałem skrobać szyby w samochodzie. Strażnik na osiedlowym, strzeżonym parkingu przyszedł popatrzyć czy dam radę zapalić diesla. Wówczas Datsun na żółtych tablicach był egzotykiem w Warszawie. Użyłem płynu rozmrażającego do szyb ale skrobałem skrobakiem gołymi rękami. Papka lodu z płynem zamroziła mi palce. Pół godziny niemal płakałem z bólu w samochodzie rozgrzewając ręce między nogami.

Warszawski MDM w grudniu 1990
Warszawski MDM w grudniu 1990.

W kwiaciarni IKEA (już była taka w Alei Krakowskiej) kupiliśmy dwa duże kwiaty doniczkowe dla mamy. Była może godzina 19-ta, ale w grudniu w Warszawie to już głęboka noc i mróz nasilał się szybko. Włożyłem kwiaty do bagażnika i pojechaliśmy do domu, parę kilometrów w stronę miasta. W domu, po odtajaniu, okazało się, że kwiaty kompletnie zamarzły. Można je było wyrzucić. Dla nas to było nowe zjawisko - potęga mrozu.

Z piskiem opon

Jeżdżę chętnie własnym samochodem w obcych miastach. Nie miałem nigdy problemu poruszać się po niemal wszystkich stolicach Europy; łącznie z Londynem, Paryżem, Rzymem czy Istambułem. Każdy naród ma swój styl jazdy. Mimo to jeżdżenie po Warszawie uważam za najmniej komfortowe; stały pisk hamulców szarżujących aut zamieniających każdą ulicę w trasę wyścigu Grand Prix. Po latach jeździliśmy do Warszawy już tylko latem. Samochód pozostawiałem w garażu rodziny a po mieście poruszałem się komunikacją publiczną. Łatwiej, taniej i szybciej.

Warszawa 1965
Moje sentymenty młodości.

Warszawa 2020

Warszawskie centrum zmieniło się szalenie, jednak ja urodziłem się i wychowałem na Mariensztacie, w starej części miasta która się nie zmieniła. Moje ulice; Starówka, Krakowskie i Powiśle niewiele się zmieniło. To dobrze, bo jakże w Polsce brakuje historycznej kontynuacji i tradycji. Trwa pościg za nowością, naśladowaniem Zachodu, bez dbałości o jakiekolwiek tradycje. Co kilka dekad kraj i jego ludzie przenicowani zostają na Nową Polskę i zaczynają wszystko od nowa. Jak i ja.

Przeczytaj także: