Zachowawcza edukacja - dobrze czy źle?

Człowiek jest pełen sprzeczności. Współczujemy głodującym w Afryce i sprzedajemy im karabiny. Obsesyjnie dbamy o zdrowie ale uwielbiamy wszystko co niezdrowe. Kochamy pizzę i sushi ale także pierogi babuni. Chcemy nowoczesnej oświaty ale opieramy się zmianom.

Nasza polska kontra ich Zachodnia

W częstych dyskusjach na temat polskiej edukacji przeciwstawiamy nasze zasady nauczania do Zachodnich. Oburzamy się na podstawowe nauczanie w Holandii - na używanie najnowszych technologii jak: kalkulatory zamiast nauki na pamięć tabliczki mnożenia, internet i komputer zamiast wkuwania na pamięć dat historycznych i wierszy romantycznych.

Wbijanie wiadomości do głowy na pamięć miałoby rozwijać nasz mózg, miałoby rozwijać inteligencję, jako, że mózg pracuje - jak każdy mięsień - im więcej używany  - tym w lepszej formie.

tradycyjna edukacja

Od zera do pięciu lat

Jestem przekonany, że pojemność (inteligencja) naszego mózgu zależna jest od wielu więcej czynników z których najważniejszym jest dziedzictwo genetyczne i warunki w jakich rozwija się dziecko w pierwszych latach życia. Późniejsza edukacja szkolna to tylko cienka powłoczka tego czym już jesteśmy. To nie moje odkrycie, że dziecko wywodzące się z marginesu społecznego, rozbitych rodzin alkoholików itp. może wkuć na pamięć całego "Pana Tadeusza" i tablicę Mendelejewa i to mu wiele nie pomoże. Natomiast dziecko wynoszące inteligencję już "z domu" będzie łatwiej umiało posłużyć się najnowszymi technologiami aby nie zaprzątać sobie głowy sprawami które w każdej chwili może przywołać z bazy danych, internetu, komputera czy smartfona. Jego mózg będzie miał dosyć wolnej pojemności na inne wiadomości, czasami dla rodziców i nauczycieli zdających się bezwartościowymi jak budowa własnych aplikacji, cyfrowych prezentacji, animacji, grafik, obróbki obrazu i dźwięku czy choćby zaawansowanych możliwości wyszukiwarek. Czasami mam wrażenie, że polska edukacja tkwi jeszcze mentalnie w XIX wieku. Postęp idzie bardzo powoli i programy nauczania nie zmieniły się w swej istocie od 100 lat. 

Zachowawczy jesteśmy wszyscy i zmiany lubimy tylko w nowych modelach samochodów i telewizorów. Ponoć Plato 2400 lat temu nie ufał spisywaniu swych myśli na papierze, bo jak mniemał papier jest zbyt nietrwały i ulotny. Ufał temu co było w jego głowie. Dzisiaj wydaje się to nam niedorzeczne? Niemiecki uczony Johannes Trithemius w roku 1492 pisał: "Książki nigdy nie będą równo warte ręcznie pisanym kodeksom, zwłaszcza, że ​​książki drukowane zawierają dużo błędów i mają brzydki wygląd".

Mnie w szkole zabraniano używać długopisu - bo tylko stalówką i atramentem nauczę się dobrze pisać. Kalkulator w szkole był narzędziem diabła. Niestety w moim dorosłym życiu, poza listą zakupów nie pisałem długopisem nic. Teraz już nawet listę zakupów mam w telefonie. Na wakacje zabieram e-readera w którym mam całą bibliotekę. Dzisiaj papierowe książki przestają mieć sens. Kalkulatory i długopisy zresztą też. To już tylko nostalgia i antykwariat. Ale kto się do tego przekona? Wciąż są zachowawczy ludzie, którzy każdy e-mail czytają dopiero po jego wydrukowaniu na papierze - "bo to się tak fajnie czyta".

Przeczytaj także: