Granice Niderlandów
Każdy prawdziwy naród potrzebuje granicy. W końcu obywatele muszą wiedzieć, gdzie kończy się ich własny naród, a zaczyna sąsiad. Najbardziej widoczne granice to parkany lub mury. Holandia wyposażyła całą swoją granicę z Niemcami i Belgią w żeliwne lub kamienne słupy.
Gdy były granice
Zaraz po wojnie przekroczenie granicy Holandii było ekscytującą przygodą. Jeśli przekroczyłeś granicę pociągiem, w przedziale pojawiali się dwaj celnicy, którzy dokładnie studiowali dokumenty podróży i patrzyli groźnie na walizkę. Jeśli wszystko poszło dobrze, dostałeś pieczęć w paszporcie. Ten znaczek był cennym dowodem, że byłeś za granicą.
Przekraczając granicę samochodem, zawsze trzeba było się zatrzymać z szansą, że cały samochód zostanie sprawdzony pod kątem kontrabandy. Ewentualną grzywnę trzeba było natychmiast zapłacić. Ponadto holenderski asfalt był wyraźnie inny od niemieckiego lub belgijskiego.
Współcześnie przejeżdżamy granice w niemal całej Europie z szybkością 120 km/h bez zatrzymania. Wizy, znaczki i urzędnicy graniczni w odblaskowych okularach przeciwsłonecznych są nadal, ale tylko w dziwnych i niebezpiecznych krajach. Spośród mniej lub bardziej normalnych narodów tylko Stany Zjednoczone mają zwyczaj traktować cudzoziemców jak potencjalnych zbrodniarzy.
Pierwsze zarysy granicy z Munster
80 lat trwało, zanim potężne imperium Habsburgów pogodziło się z utratą Niderlandów. Jak długo będą to robić Rosjanie wobec Ukrainy? Trudno powiedzieć, bo znam Polaków co się też nigdy nie pogodzili z utratą Wilna i Lwowa.
W 1648 r. Hiszpania zawarła w Munster pokój z Niderlandami (wielkości współczesnego Beneluxu) po wyczerpującej wojnie 80-letniej. Wszyscy mieli już dość tej wojny, kosztującej dużo pieniędzy i istnień ludzkich. Zresztą w tym samym czasie trwała także wojna 30-letnia w której bili się już wszyscy ze wszystkimi (więc to była pierwsza wojna światowa, bo świat to była Europa).
Ważną pośrednią konsekwencją traktatu pokojowego z Munster było to, że holenderska wiara reformowana (protestancka) stała się „kościołem państwowym” Republiki. Cały majątek Kościoła rzymskokatolickiego przejęli protestanci: kościoły, kaplice, klasztory i inne aktywa. Do 1795 r. katolicy musieli korzystać z "podziemnych kościołów": pozwolono im odprawiać nabożeństwa, ale nie w budynkach, które z zewnątrz były rozpoznawalne jako kościoły.
Istniejąca linia frontowa stała się granicą miedzy protestanckimi Niderlandami na północy i katolickimi Niderlandami na południu. 200 lat później wykrystalizowały się z tego dwa państwa Holandia i Belgia.
Definitywna granica z Belgią
Po tym, jak Belgowie oderwali się od Holandii w 1830 roku, minęło kolejne 13 lat, zanim powstało oznakowanie granicy. Z punktu obejmującego trzy kraje w Limburgii, wzdłuż granicy do wybrzeża Zelandii Flandrii umieszczono 365 żeliwnych słupów.
Punkt trzech krajów w Limburgii odwiedzały kiedyś miliony holenderskich uczniów podczas wycieczki szkolnej. Trudno powiedzieć czy ten punkt jest nadal atrakcją, aby odwiedzić trzy kraje w ciągu paru sekund. Niestety nie dostaniesz tam żadnych stempli w paszporcie. Ale ten punkt styku trzech krajów był kiedyś punktem czterech krajów.
Na kongresie wiedeńskim w 1814 i 1815 r. Prusy i Holandia nie mogły dojść do porozumienia w sprawie kopalni cynku na południe od wsi Vaals. Właśnie dlatego powstał neutralne karłowate państwo Moresnet, który wisiał jak rodzaj odłamka szkła na południowo-wschodnim krańcu Limburgii. Moresnetem zarządzali wspólnie Prusy i Holandia.
Moresnet, 344 hektary, początkowo miał 256 mieszkańców. Jednak rozwinęło się dobrze, ponieważ stał się rajem podatkowym. Traktat wersalski z 1919 r. położył kres Moresnetowi, który został dodany Belgii. Jednak nadal stoją tam solidne kamienne pale graniczne dawnego raju podatkowego.
Część granic Holandii tworzą rzeki, ale granica między Holandią i Belgią wydaje się być kompletnie losowa, niedbale rozproszona. Słupy graniczne stoją między łąkami, na rogach ogrodów lub ukryte w żywopłotach. Najpiękniejsza sytuacja granicy belgijsko-holenderskiej występuje we wsiach Baarle-Hertog i Baarle-Nassau. Układ jest tak skomplikowany, że nie zostały ustawione żadne pale graniczne. Bardzo dziwna sytuacja, której źródła sięgają jeszcze średniowiecza. Granica została oficjalnie zapisana dopiero w 1995 roku.
Pale graniczne
Gdy Belgia odseparowała się od Niderlandów postawiono w 1843 r. wzdłuż 458-kilometrowej nowej granicy 388 takich ponumerowanych pali. Pale są odlane z żeliwa przez firmę z Luik (Liège) i ważą 372 kg a jednak kilka z nich zginęło. Pal nr 1 stoi na trójstyku (drielandenpunt) NL-D-B w Limburgii. Enklawa Baarle-Nassau z niezwykle skomplikowaną linią graniczną przecinającą całe miasteczko postawiono w 1976 kopię pala z dwoma numerami i datą 1198 r. - kiedy ta enklawa powstała. W czasie pierwszej wojny światowej Holandia utrzymała status neutralnego państwa a niemiecki okupant Belgii założył wzdłuż całej granicy zasieki z drutu kolczastego pod napięciem 2000 Volt. W dwóch miejscach ten tzw. Drut Śmierci (dodendraad) się zachował do dziś. Pale graniczne Holandii z Niemcami są zwykłymi brzydkimi, kamiennymi słupami z których numer pierwszy postawiono w 1815 r. w Schengen w Luxemburgu (dawniej także Niderlandy). Przed tą datą Niemcy (Prusy) nie istniały.
Granica z Niemcami
Wzdłuż granicy niemieckiej słupy graniczne są starsze niż współczesne niemieckie państwo z 1871 r. Na południowym obszarze przygranicznym słupy pochodzą z królestwa Prus, na północnym obszarze przygranicznym z królestwa Hanoweru. Gdyby to zależało od Holandii, wszystkie te posterunki graniczne stałyby się zbędne po 1945 r., ponieważ rząd zażądał rozległego obszaru wzdłuż granicy holendersko-niemieckiej jako rekompensaty za okupację niemiecką.
Były różne plany, ale w końcu Holandia poprosiła o 1840 kilometrów kwadratowych w 1947 roku, zamieszkałym przez 160 tys. ludzi. Zamiarem było usunięcie Niemców z tego obszaru.
To holenderskie żądanie zostało ostatecznie słusznie odrzucone przez Wysoką Komisję Sojuszniczą, która nadzorowała Republikę Federalną Niemiec. Alianci uważali, że Niemcy wystarczająco już ucierpiały. W końcu Holandia uzyskała 69 kilometrów kwadratowych w 1949 r., z których większość stanowiły miasta Elten i Tudderen. Tereny te zostały natychmiast zajęte przez wojska holenderskie. Mieszkańcy Niemiec mogli pozostać i otrzymali paszport zawierający wymowną uwagę: "traktowany jak Holender".
Holandia nie miała wiele pożytku z tego obszaru. Niemcy chcieli go odzyskać i byli gotowi zapłacić za to ogromną sumę. Elten i Tudderen ponownie wróciły do Niemiec w sierpniu 1963 r. Doprowadziło to do zabawnej sytuacji w Elten.
W tamtych latach masło było znacznie tańsze w Holandii niż w Niemczech. W związku z tym należało uiścić znaczną opłatę przywozową do Niemiec. W przeddzień powrotu Elten do Niemiec handlarze postawili w miasteczku dużą liczbę ciężarówek załadowanych masłem. Następnego dnia ciężarówki nie były już w Holandii, ale w Niemczech, co zapobiegło opłatom importowym. Szacuje się, że tej nocy, znanej również jako Butternacht, zarobiono około 50-60 milionów guldenów.
Jeśli kiedykolwiek Unia Europejska pochłonie Holandię, to możemy być pewni, że posterunki graniczne pozostaną przez wieki, jako monumentalne wspomnienie po kraju, który kiedyś tu był.
Przeczytaj także: