Holendersko-belgijska granica w enklawie Baarle
Jednym z najbardziej osobliwych miast w Europie jest holendersko-belgijskie miasteczko Baarle. Powstawanie państw ma w Europie dużo młodszą historię niż nam się wydaje i Baarle jest przykładem wytyczania europejskich granic w XIX wieku. Ale akurat w Baarle państw rozdzielić się nie dało.
Miasteczko Baarle jest dwu-państwowe i ma także dwie nazwy. Granica Belgii i Holandii nie przebiega przez Baarle tylko je szatkuje na różnej wielkości enklawy bez logicznego systemu. Przez kaprys historii granica przecina wiele ulic, budynków i ogródków.
Historyczne podziały
Historia tych podziałów na malutkie enklawy sięga średniowiecza i nie wnikając w szczegóły można powiedzieć, że w średniowieczu ten obszar dzieliło między siebie dwóch feudałów:
- Belgijski książę lub inaczej wojewoda (hertog) Brabancji z Brukseli - przodek dzisiejszego króla Belgii. Jego część miasteczka nazywa się dzisiaj Baarle-Hertog.
- Niemiecki hrabia Van Nassau wżeniony w rodzinę barona Bredy - przodek dzisiejszej królowej Holandii. Jego część miasteczka zwie się Baarle-Nassau.
W momencie uzyskania przez Belgię niepodległości rozpoczęto wytyczać granice obu krajów i dzisiejsza granica ustalona została w roku 1843, zaledwie 180 lat temu.
Z powodu historycznych zaszłości gminę Baarle podzielono na 30 enklaw z których 22 belgijskie leżą w granicach Holandii.
Gdy jestem w kuchni to jestem w Belgii
Granica przebiegała przez budynek ratusza, klasztoru i wielu innych budynków i domów prywatnych. Słynna była knajpa której właściciel postawił stół bilardowy na granicy państwa z linią graniczną na zielonym suknie. W tej knajpie odbywała się sprzedaż nieruchomości leżących w obu państwach. Notariusze obu państw mogli w jednym pomieszczeniu podpisywać akta notarialne zgodnie z prawem obu państw.
Przez lata nie było zbyt jasne który z mieszkańców Baarle jest Belgiem a który Holendrem, tak jak ich domy stały częściowo w dwóch krajach. Granice i obywatelstwo ustalono dopiero w roku 1995 precyzyjnie spisując deklaracje wszystkich mieszkańców, wychodząc z założenia, że dom leży w tym państwie na które wychodzą drzwi frontowe domu.
Granica zaznaczona jest aluminiowymi gwoździami w asfalcie lub białymi krzyżykami na chodnikach. W centrum miasteczka znajduje się także makieta z opisem enklaw.
Wzorzec Unii Europejskiej
Mieszkańcy obu części Baarle żyli przez wieki w pokoju i dobrosąsiedzkich kontaktach. Baarle - miasteczko, gdzie granice nie są ważne było inspiracją do powstania unii Beneluksu (Belgia-Nederland-Luksemburg) z własną formą parlamentu i konstytucji. Według tego konceptu powstało później Europejska Wspólnota Węgla i Stali (zwana wówczas w Polsce EWG) której konsekwencją jest dzisiejsza Unia Europejska.
Słowiańskie słowo "granica" jest jednym z niewielu słów jakie weszły do języków germańskich jako Grenze, grens, itp. Czyżby Germanie nie znali kiedyś granic?
Baarle wyzwolone przez Polaków
Baarle-Nassau było pierwszym miastem w Holandii i jednocześnie ostatnim miastem w Belgii wyzwolonym przez polską dywizje pancerną generała Maczka 4 października 1944. Po wyzwoleniu Gendawy (Gent) i ujścia Skaldy polscy żołnierze wkroczyli na terytorium Niderlandów właśnie w okolicach Baarle-Nassau. Po ciężkiej ale krótkiej, jednodniowej walce, zmusili niemiecki garnizon do poddania się.
4 października jest więc także dniem gdy po miesięcznych walkach wyzwolona została cała Belgia (choć w grudniu 1944 Niemcy rozpoczęli nieudaną ofensywę ardeńską). Kolejnym zadaniem "czarnych diabłów" - jak Niemcy zwali polskich żołnierzy dywizji pancernej - było zdobycie strategicznie ważnej wsi Moerdijk a "po drodze" wyzwolili 29 października Bredę. Moerdijk zdobyto 9 listopada.
Wyzwolicieli i poległych Polaków uwiecznia tablica pamiątkowa przy rynku Baarle.
Miasto przemytników
Niegdyś Baarle-Nassau słynęło z przemytu. Zaraz po II Wojnie Światowej masło było trudno dostępnym produktem i bardzo poszukiwanym przez Belgów. W Holandii masła było więcej, poza tym Holendrzy zadowalali się margaryną a na handlu drogim masłem woleli zarobić. Przemyt masła z Holandii do Belgii występował po wojnie na szeroką skalę w obszarze przygranicznym, szczególnie w miasteczkach Sint Willebrord i Baarle-Nassau. Po zmierzchu miejscowe "mrówki" przechodziły polami na belgijską stronę z ładunkiem masła próbując ominąć veldwachters (rodzaj straży polowej lub granicznej). Przemytnicy próbując przechytrzyć strażników używali np. chodaków (typowo holenderskich chłopskich klompen) spreparowanych odwrotnie - aby pozostawiały ślady na polu w odwrotną stronę. Celnicy zauważyli, że kobiety jadące na rowerze do Belgii były wyraźnie grubsze niż te z Belgii wracające. Zabawą celników było zatrzymywanie "grubej" kobiety w poczekalni strażnicy celnej. Kobietę sadzano przy piecyku w mocno nagrzanej poczekalni czekając kiedy zacznie się "topić".
W latach 1970-1990 - gdy celników już praktycznie nie było - miasteczko Baarle było ulubionym miejscem niedzielnych wycieczek wielu Holendrów z regionu. W Belgii sporo tańsza była benzyna, tytoń i czekolada. Miasto pełne było sklepów z papierosami i szczególnie powszechnymi wówczas tytoniami (shag) do skrętów.
W roku 1980 50-gramowa paczka dobrego holenderskiego tytoniu (Van Nelle, Brandaris, Samson) kosztowała tam 35 franków belgijskich lub 2 guldeny holenderskie (w przeliczeniu 0,90 euro dzisiaj)