Mała Belgia w Polsce
Wśród belgijskich Polaków, podlaskie miasteczko Siemiatycze jest już od 20 lat nazywane "Małą Belgią". Od końca XX wieku Belgowie znają "Poolse poetsvrouw of stukadoor" (polska sprzątaczka lub sztukator). Na długo zanim Polacy masowo zaczęli osiedlać się w Holandii - w Brukseli i Antwerpii były polskie sklepy.
Nasza Bruksela
W 2020 r. ponad 20% mieszkańców belgijskiej Flandrii jest cudzoziemcami. Bruksela leży we administracyjnych granicach Flandrii. Cudzoziemcy stanowią aż 79% mieszkańców Brukseli a ponad 80% mieszkańców gmin przyległych do Brukseli. Także 49% mieszkańców Antwerpii jest cudzoziemcami. Po Holendrach, Polacy są największą grupą cudzoziemców w Flandrii, ok. 37 tys. osób.
Z Podlasia do Brukseli
Ponad 20% mieszkańców Siemiatycz pracuje (głównie jako "poetsvrouw" - sprzątaczka) w Brukseli - są tzw. "witte negers" (biali murzyni) Europy - jak ich niektórzy kolonialiści nazywają. Legalne sprzątaczki opłacane są czekami belgijskiego systemu Titres Services (czeków usługowych) w wysokości €9 za godzinę pracy.
Według belgijskich szacunków, zanim Polska wstąpiła do UE, w Brukseli mieszkało już 35 tys. Polaków. Oficjalnie i legalnie tylko 2 tysiące. Już w 2005 r. belgijskie gazety donosiły, że "de Poolse poetsvrouw komt uit Podlasië" - czyli polskie sprzątaczki pochodzą z Podlasia. Belgowie nie wiedzą dlaczego tak dużo Polaków przybywa z Podlasia, a szczególnie z Siemiatycz. Wiedzą tylko, że już w okresie międzywojennym wielu siemiatyckich Żydów osiedlało się w Antwerpii. Być może te kontakty przetrwały?
Mała Belgia
Wielu opuszcza na długie lata swoje dzieci w poszukiwaniu dobrze płatnej pracy w Belgii. Rozłąkę kompensują dużą ilością zabawek i drogich gadżetów dla dzieci. Szerokim strumieniem płyną na Podlasie pieniądze, szczególnie na budowę domów. Na 15 tys. mieszkańców Siemiatycz aż 5 tys. kobiet pracowało (2005) w Belgii. W 2017 jeszcze co najmniej 3 tysiące. Podobna sytuacja była w Drohiczynie (6000 mieszkańców). Nie ma rodziny w której ktoś nie pracowałby w Belgii i ponoć nie ma mieszkańca tego miasteczka który by w Belgii nie był.
Choć Polacy nie tworzą getta to wiedzą się znaleźć; spotykają się w polskim kościele, w sklepie Delikatesy i polskich dyskotekach z disco polo. Elitarną grupą w Brukseli są polscy urzędnicy Unii Europejskiej. Polacy mają własnych lekarzy, dentystów i fryzjerów.
W 2006 r. dla gazety De Standaard mówi Patryk z Siemiatycz: "Moi rodzice mieszkają w Brukseli. Co najmniej trzy razy w roku jestem w Belgii pracować na budowach. Zarabiam €6,50 na godzinę gdy tutaj to całą dniówka. Gdy jestem w Polsce to czekam tylko kiedy znowu pojadę tam do pracy".
Często wyjazd za pracą zaczyna się od jednej rodziny z małego prowincjonalnego miasteczka. Po przybyciu do obiecanego kraju zapraszają rodzinę, a później także przyjaciół i znajomych. W końcu sami organizują pracę krajanom. Najchętniej na czarno. W ten sposób Siemiatycze wyjechały do Brukseli, za to mieszkańcy Białegostoku do Irlandii a ci z Andrychowa do holenderskiej Bredy.