Wojna na Dzikich Polach

Już sama nazwa "Ukraina" to rubieże Europy, "Ruś u kraju", regiony graniczne, u krańca terytoriów - olbrzymie obszary "Dzikich Pól". W czasie gdy Kartezjusz i Spinoza formowali filozofię, racjonalizm, umysły świata zachodniego, to na Dzikich Polach zezwierzęceni, dzicy nabijali się na pale. 

Nie zdając sobie sprawy naszą wiedzę historyczną czerpiemy z kina i czasami z fikcyjnych powieści ("Braveheart. Waleczne serce", "Ogniem i mieczem", "Czterej Pancerni i Pies", "Najdłuższy dzień", "Lista Schindlera" itd.). Rzeczywista historia jest z reguły zupełnie inna, pomijając już fakt, że każdy naród interpretuje historię na swoją korzyść. Obecnie dla celów politycznych tworzy się historię Wschodniej Europy która ma pasować do doktryny zachodniej demokracji.

Wojna o Dzikie Pola
Przednia straż kozacka, Józef Brandt.

Już sama nazwa "Ukraina" pochodzi od jeszcze średniowiecznej nazwy wschodniego krańca jako "Ruś ukrainna" czyli regiony graniczne, u krańca terenów zamieszkanych. Były to olbrzymie obszary "Dzikich Pól" - pozbawione ludności osiadłej. Do XVII wieku termin ten oznaczał „ugranicze”, czyli obszar przygraniczny będący pod kontrolą różnych władców. Po tych Dzikich Polach grasowały jeszcze niedawno plemiona koczownicze, zazwyczaj zwane Kozakami.

Wojna o Dzikie Pola
Tabor kozacki, Józef Brandt

Na zielonej Ukrainie...

Ukraina, podobnie jak większość współczesnych krajów wschodniej Europy nigdy nie miała stałych i trwałych granic, ani granic kulturowych, ani językowych, ani religijnych. Jest to nadal region Europy którego współczesne granice wytyczały wielkie mocarstwa (podobnie jak granice Polski). W 1919 roku Ukraina rozciągała się od Lublina po Morze Kaspijskie. Ostatecznie współczesne (kwestionowane) granice Ukrainy wytyczył Stalin w 1922 r. pod nazwą Ukraińska Socjalistyczna Republika Radziecka a w 1954 Chruszczow w przypływie dobrego humoru dołączył do Ukrainy Krym, nie przypuszczając, że ZSSR może kiedykolwiek przestać istnieć. Po rozpadzie ZSRR Ukraina ogłosiła w 1991 swą niezależność. Od tego momentu na tej ziemi zaczęły się ścierać interesy Wschodu i Zachodu. W moich oczach Wschodnia Europa jest jeszcze bardzo słabo rozwiniętym regionem, przypominającym swoją kulturą, obyczajami i historią średniowieczne dzikie stepy i obawiam, się że historia bratobójczych rzezi jeszcze się tam długo nie skończyła, tym bardziej, że są siły polityczne dążące do podziału Ukrainy co byłoby na rękę Rosjanom, a być może innym sąsiadującym krajom.

Im mniej Wschodu, tym lepiej

Nie ukrywam, że nie mam wysokiego mniemania o cywilizacji Wschodniej (jeśli taka w ogóle takowa istnieje). Od wieków wszystko co dobre przychodziło do Polski z Zachodu. Wzorem dla nas był zawsze i nadal jest Paryż, Berlin i Nowy Jork. Nigdy nie Moskwa, Kijów czy Istambuł. Po 1945 Polska dosłownie przeniosła się kilkaset kilometrów w stronę Berlina a od 1990 poczęła integrować z Zachodem czego w roku 2024 owocem jest kraj dobrobytu jakiego Polska Historia nie znała. Im nam dalej od Rosji i Ukrainy, tym lepiej. 

Niekochany Słowianin

Tragedią Rosjan (i ich bratnich, zaodrzańskich narodów) jest, że są kompletnie niezrozumiali przez "Western Country's", szczególnie przez te anglosaskie. Zakompleksieni Słowianie są sfrustrowani. Przy konfliktach wyraża się to niemocą jakiegokolwiek dialogu którą to niemoc są w stanie próbować rozwiązać jedynie siłą. Gdy się nie potrafią dogadać pozostaje im jeden argument: dopierdolić. Zachowanie które sami bardzo dobrze znamy: konflikt który kończy się słowami: "bo ci dopierdolę!".
Tej wojny Rosjan z Ukrainą by nie było, gdyby Zachód przytulił Putina do piersi, dał mu cukierka i pogłaskał po główce.