Nowe wielkanocne ubranie - świat kobiet XX wieku
Jeszcze pół wieku temu wiele holenderskich rodzin kupowało nowe ubrania tylko raz w roku; na Wielkanoc - do kościoła. Wielkanocne nabożeństwo było jednocześnie paradą mody z nowymi sukienkami i kapeluszami.
Galopująca moda
Współcześnie istnieje nie tylko fast food, ale także fast fashion: kupowanie jak największej ilości odzieży po możliwie najniższej cenie. Co tydzień coś nowego. Szafy bękają od ciuchów i butów. Kiedyś produkowanie dwóch do czterech kolekcji rocznie było normalne, teraz sieci co tydzień wprowadzają nowe ubrania. Dla sieci Zara wystarcza kilka tygodni o zaprojektowania do sprzedaży w sklepie.

Ze względu na niskie wynagrodzenie pracowników włókienniczych w krajach takich jak Bangladesz oraz 135 milionów kilogramów tekstyliów, które co roku znikają jako odpady w spalarniach w samej Holandii, coraz więcej kobiet nie bierze już udziału w "fast fashion".
Pandemiczny zator
W 2021 roku pandemii covid na światowym rynku powstał gigantyczny zator w świecie mody. Magazyny domów mody przepełnione są odzieżą bo wciąż mało kto kupuje ciuchy online. Klienci wzięli na wstrzymanie. Próbują odczekać do lepszych czasów.

Jeszcze pół wieku temu...
Ale nawet ci, którzy nie kupują ubrań przypadkowo i są oszczędni ze swoimi ubraniami, wciąż mają o wiele więcej ciuchów i butów w szafach niż pół wieku temu kiedy matki same szyły tę samą sukienkę dla wszystkich córek z jednego kawałka materiału.
Wiele damskich magazynów zawierało wielkie składane płachty wykrojów sukienek które w latach 1950-80 były przez wiele kobiet używanych. Maszyna do szycia stała niemal w każdym domu i sklepów z materiałami było bez liku.

Wspomina pani urodzona w 1957 r.: "Byłam najmłodszą z czterech dziewczyn. Przez lata zawsze nosiłem tę samą sukienkę - coraz większy rozmiar po starzsej siostrze. Musiałem "donosić" sukienki, z których wyrastały moje starsze siostry".
Zakładanie nowego ubrania odbywało się w większości rodzin zgodnie z ustalonym rytmem, często tylko raz w roku a Wielkanoc była idealną do tego okazją. Nie miało znaczenia, czy Wielkanoc wypadnie wcześnie, czy późno, i czy będzie zimno, czy nie - wraz z Wielkanocą dostałeś nowe ubrania i wyglądałaś "op je paasbest" (wielkanocnie).

Nową spódnicę i bluzkę nosiło się tylko w niedziele. W wioskach wszyscy chodzili do kościoła i wszyscy obserwowali wszystkich. To był rodzaj pokazu mody; kobiety obnosiły się z nowymi czapkami, dziewczyny w nowych sukienkach i śnieżnobiałych podkolanówkach bielonych w ultramarynie.

W tych czasach nie nosiło się starych ubrań do kontenera, lecz przerabiano i używano ich ponownie.
- Byłam prawdopodobnie jedną z pierwszych holenderskich dziewczynek z wełnianymi rajstopami - mówi starsza kobieta - moja mama zrobiła je na drutach ze starego swetra. Były ciepłe a wełna strasznie gryzła. Dzisiaj "gryzące" ubrania są wyrzucane bez litości, w powojennej Holandii nie było o tym mowy.
Po tym nastała emancypacja
Jeszcze do końca lat 80. kobiety zajmowały się domem. Poprały, posprzątały, zmyły okna, poplotkowały z sąsiadką i mleczarzem i ugotowały obiad na 18-tą - gdy mąż wracał z pracy. Resztę czasu spędzały na robótkach ręcznych, na drutach, haftowaniu i szyciu. Nie jestem przekonany, czy obecna "kobieta realizująca się" w pracy zawodowej robi to z przyjemnością.