Dlaczego zaginął Orzeł?

W tych dniach mija 80 rocznica zaginięcia łodzi podwodnej ORP "Orzeł". Orzeł zaginął na przełomie maja i czerwca 1940 r. u wybrzeży Norwegii. Pierwszy ORZEŁ to kolejne ogniwo, łączące Polskę z Holandią, a raczej ze stocznią Kon. Mij. De Schelde we Vlissingen (dziś Damen Shipyards). Tych ogniw jest, jak widać, całkiem sporo - i niektóre są naprawdę rewelacyjne.

Fajnie by było, gdyby tak szanowne NATO wybrało się kiedyś viribus unitis, czyli wspólnie, by poszukać na Morzu Północnym i na podejściach do niego wraku ORŁA. Takie małe ćwiczenie dla sił zwalczania okrętów podwodnych... Wyobrażam sobie symboliczny "powrót" okrętu z ostatniego patrolu, tego rozpoczętego 23. maja 1940 roku - to jest wiadomość, że WRESZCIE WIEMY, CO SIĘ Z NIM STAŁO I GDZIE SPOCZYWA JEGO WRAK. Zapewniam, że jest w naszym kraiku sporo osób, która na tę wieść z ulgą odetchną. Ostatnia zagadka w wojennych dziejach MW RP przestanie być wtedy zagadką. Czas już na to wielki.

    Co mogło się stać z "Orłem"?
    Dlaczego zaginął?

    8. czerwca 1940 roku polski okręt podwodny "Orzeł" (1939; 1473,5/1650 ton, 84 m; 19/9 w; 1x105, 2x40, 12 wt 550/533 mm) powrócić miał ze swego siódmego patrolu, wykonywanego z baz brytyjskich. W Rosyth dowództwo flotylli i liczni przyjaciele oraz znajomi czekali na okręt, jego dowódcę (kpt. mar. J. Grudzińskiego) i resztę nieco ponad 60-osobowej załogi. Nie doczekali się, a przecież TAKIEMU okrętowi nie powinno się przytrafić nic złego! ORP "Orzeł" uchodził nie tylko za "podwodny krążownik", który mógłby do Ameryki i z powrotem popłynąć bez uzupełniania paliwa po drodze, ale był też uważany za okręt szczęśliwy. W przeciwnym razie nie byłby się wyrwał z pułapki, zastawionej nań w połowie września 1939 roku w Tallinnie.

    W XXI wieku kolejna RP przypomniała sobie o sporym długu wdzięczności, który ma wobec załóg swoich okrętów, walczących przed laty na wszystkich morzach wokół Europy i ginących za wolność waszą i naszą. Przypomniała sobie także i "Orła" - po 1989 roku zorganizowano co najmniej dwie poważne ekspedycje poszukiwawcze, niestety nie zakończone powodzeniem. Obserwuję dość uważnie poczynania różnych grup poszukiwawczych, a nawet jednostek regularnych flot wojennych, przemierzających Morze Północne z zadaniem odnalezienia wreszcie "Orła", który stanowczo zbyt długo pozostaje jednostką zaginioną - to jest, w uproszczeniu: nie wiadomo kiedy, gdzie, ani jak utraconą. Niemcy podczas swojej wojny podwodnej z Aliantami na Atlantyku w latach 1939-45 utracili bez wieści od 14 do 41 (w zależności od źródła) okrętów podwodnych. Co najmniej jeden z tych przypadków został wyjaśniony przez nurków z USA. Marynarka Wojenna RP utraciła jeden i wciąż nie wiadomo o nim nic pewnego.

      budowa Orła w stoczni Vlissingen
      budowa Orła w stoczni Vlissingen oraz informacja prasowa o kartach wstępu na uroczyste wodowanie łodzi podwodnej "Orzeł" w sobotę, 15 stycznia 1938 r. w Vlissingen.

      Pierwsze łodzie podwodne

      Okręt podwodny, użyty bojowo na wielką skalę podczas pierwszej wojny światowej, przeżył jako klasa bardzo burzliwy rozwój w latach międzywojennych, ale w latach drugiej wojny światowej nie był jeszcze bynajmniej bronią bezpieczną. W sierpniu roku 1931 pierwszy okręt podwodny - ORP "Ryś" budowy francuskiej - rozpoczął służbę pod polską banderą. Do wybuchu wojny MW RP zakupiła w dwóch krajach w sumie pięć stosunkowo nowoczesnych jednostek dwóch różnych typów. Nowszy z tych typów był swoistą rewelacją; dwie jednostki typu "Orzeł" z Vlissingen i Rotterdamu były największymi jednostkami swoich czasów na całym Bałtyku. Podczas II wojny światowej spośród wszystkich typów U-Bootów Kriegsmarine tylko cztery miały wyporność większą od naszych jednostek typu "Orzeł".

        przekazanie Orła polskim władzom
        Przekazanie Orła polskim władzom Marynarki Wojennej w Vlissingen.

        Teorie spiskowe

        Po Sieci krążą opowieści co najmniej pesymistyczne. Jedna z tak zwanych "teorii spiskowych" głosi, że ORP "Orzeł" został zatopiony pomyłkowo przez podwodny okręt aliancki (holenderski), idący go zmienić w sektorze. Tę wersję przyczyny utraty okrętu przedstawił swego czasu p. F. Prządak, podwodnik, który w czasie wojny służył na "Orle", ale nie uczestniczył w jego ostatnim rejsie. Teoria owa miała swój dalszy ciąg: "holender" z opowieści p. Prządaka zmienił się w "brytyjczyka" z dowódcą o... holendersko brzmiącym nazwisku! Motyw storpedowania "Orła" przez okręt sojuszniczy pozostał... Do myślenia daje w tym kontekście uporczywe utajnianie przez władze brytyjskie szczegółów dotyczących utraty "Orła", jakie ponoć znajdują się w posiadaniu Admiralicji. Wśród wspomnianych "teorii spiskowych" jest jeszcze gorsza - mówiąca o tym, że wrak "Orła" został jakoby odnaleziony i bez ceremonii usunięty, jako przeszkoda nawigacyjna na podejściach do jednego z ważnych portów Morza Północnego.

          Orzeł w stoczni
          Orzeł w stoczni Vlissingen w trakcie budowy. Tablica informuje: wymiary: 84x67x4,17 m, wyporność 1473,5 m. Polska Marynarka Wojenna.

          Po różnych źródłach przewija się wciąż informacja, że poza krótkim meldunkiem, nadanym do bazy zaraz po wyjściu na patrol, radiostacja "Orła" zamilkła na zawsze – przynajmniej mi tutaj nic nie wiadomo o tym, aby okręt odbierał nadawane doń radiogramy (których było trochę), czy na takowe odpowiadał.

          ⦁ Pierwsze pytanie: czy radiostacja "Orła" rzeczywiście zamilkła na dobre po 23. maja 1940 roku?
          ⦁ Drugie pytanie: czy "Orzeł" w ogóle wyszedł na Morze Północne?
          ⦁ Trzecie pytanie: czy możliwe byłoby zniszczenie okrętu podwodnego jedną lub kilkoma bombami lotniczymi/minami morskimi BEZ ŚLADU? 

            łódź podwodna Orzeł

            Prywatnie przypuszczam, że okręt i jego załoga mogli zginąć z przyczyny niebojowej, prawdopodobnie jeszcze na podejściach do Morza Północnego, a nie na nim samym – w każdym razie powinniśmy być przygotowani na to, że duma naszej floty wojennej zostanie kiedyś odnaleziona nagle, w nieoczekiwanym miejscu i BEZ ŚLADU ODDZIAŁYWANIA NA NIĄ ŚRODKÓW BOJOWYCH PRZECIWNIKA.

            Nieżyjący od prawie 50 lat kmdr B. Romanowski opisał na kartach swojej "Torpedy w celu" groźny przypadek, jaki przydarzył się przed wojną załodze ORP "Żbik" (przyssanie się dna okrętu podwodnego do podłoża pod wodą) na Bałtyku. Podobny przypadek - z dużo gorszym skutkiem – mógł przydarzyć się także "Orłowi" w drodze do sektora po wyjściu na ostatni, jak się okazało, patrol. Ten sam kmdr Romanowski (?) opisał (?) spotkanie bodajże "Wilka" z boją ratunkową (chyba) na Morzu Północnym. Z racji kiepskiej pogody załoga okrętu nie mogła podejść ani wyłowić owej boi. Czy to była boja "Orła" – nie wiem.

            Inne możliwe wersje

            Wszyscy zainteresowani znalezieniem wraku „Orła”, bądź zaangażowani w poszukiwania, zdają się popełniać dość istotny błąd, nie uwzględniając w swoich przygotowaniach do kolejnych akcji możliwości utraty okrętu wskutek awarii. W II wojnie światowej okręty podwodne ginęły „bez wieści” przeważnie wskutek najechania w zanurzeniu na minę lub miny, i tego trzymają się także w przypadku „Orła”, choć wcale nie musiało tak być. Wspomina się wprawdzie o wypadku w trakcie za-, albo wynurzania, ale to wszystko.

            Tymczasem załoga okrętu mogła popełnić błąd podczas jego zanurzania, choćby zbyt późno „odstawiając” diesle. Te ostatnie mogły wyssać powietrze z wnętrza kadłuba i błyskawicznie zabić załogę. W następnej chwili okręt, przez nikogo już nie kierowany, mógł popłynąć dalej, niczym podwodny „latający Holender”, a po przebyciu nawet wielu mil - osiąść na dnie w nieznanym miejscu. Mogła się także powtórzyć - z daleko mniej szczęśliwym skutkiem - historia, opisana swego czasu przez kmdr. Romanowskiego w „Torpedzie w celu” (ciężki kadłub „Orła”, podobnie, jak kadłub „Żbika” w Bałtyku, mógł przyssać się do dna Morza Północnego w nieznanym bliżej miejscu i tam już pozostać). Solidnie zbudowany „Orzeł” wciąż może zostać odnaleziony przypadkiem, nawet po upływie bardzo wielu lat. Z oczywistych względów nie będzie miał na sobie żadnych śladów oddziaływania środków bojowych przeciwnika, co znacząco ułatwi jego identyfikację. Pisząc  p r z y p a d k i e m  - mam na myśli odnalezienie wraku przez ekspedycję, robiącą na dnie MP zupełnie co innego (tak miała się sprawa z odnalezieniem wraku Hr. Ms. „O-22”, na który natrafiła ekspedycja przygotowująca miejsce do zakotwiczenia platformy wiertniczej, chyba u zachodnich wybrzeży Danii, o ile pamiętam, w 1993 roku).

            Żeby nie było zbyt wesoło ani łatwo - coś jeszcze: tu i tam wspomina się, że NIE MA CZEGO SZUKAĆ, bowiem wrak „Orła” został już wcześniej bez rozgłosu odnaleziony i usunięty (tj. wydobyty i pocięty na złom), jako przeszkoda nawigacyjna na jednym z uczęszczanych szlaków żeglugowych.

            • Poniższe prace zagraniczne o "Orle" zostały przełożone (z angielskiego) przez autora Wojciecha M. Wachniewskiego i opatrzone przypisami tłumacza.
            łódź podwodna Orzeł

            A. J. Taras

            Ucieczka "Orła" - bohaterstwo czy prowokacja?

            Mało znana karta z dziejów aneksji Państw Bałtyckich przez ZSRS [1] 

            Kiedy 1 września 1939 roku Niemcy zaatakowały Polskę, Estonia postanowiła zachować neutralność. Jednak już w połowie tego miesiąca władze bałtyckiej Republiki uwikłały się w groźny incydent związany z polskim okrętem podwodnym "Orzeł". 

            Ucieczka z Tallinna

                "Orzeł", nowy podówczas polski okręt podwodny holenderskiej budowy [2] został przekazany do służby 2 lutego 1939 roku, ledwie siedem miesięcy przed wybuchem wojny. W chwili wybuchu wojny "Orzeł" znajdował się na patrolu na wodach Zatoki Gdańskiej. W dniu 4 września na okręcie pękł rurociąg sprężonego powietrza. "Orzeł" wziął kurs na południowy kraniec szwedzkiej wyspy Gotland, by tam usunąć uszkodzenie. 
            Wtedy nagle zachorował dowódca okrętu, kmdr ppor. Henryk Kłoczkowski [3]. Objawy choroby komandora były bardzo podobne do objawów tyfusu, co stanowiło poważne zagrożenie dla całej załogi. W dniu 12 września oficerowie "Orła" zdecydowali się zawinąć do portu w Tallinnie, by tam przekazać chorego dowódcę do szpitala. "Orzeł" dotarł do Tallinna wieczorem 15 września 1939 roku. Nazajutrz rano kmdr Kłoczkowski został umieszczony w szpitalu, gdzie lekarze zdiagnozowali u niego zwykłe przemęczenie (komandor nie uczestniczył już osobiście w wydarzeniach, które nastąpiły później). 
            Ambasada Rzeszy wywierała naciski na władze estońskie, aby te internowały polski okręt; było bowiem pewne, że "Orzeł" ponownie wyjdzie z Tallinna na Bałtyk. Jeszcze za dnia 15 września port w Tallinnie opuścił niemiecki statek handlowy "Thalatta". Zgodnie z międzynarodowym prawem wojennym okres po którym okręt wojenny jednej ze stron wojujących mógł opuścić port neutralny dopiero po 24 godzinach od opuszczenia tegoż portu przez statek handlowy drugiej strony. Okoliczność ta przedłużyła postój "Orła" na wodach estońskich, co z kolei stanowiło uzasadnienie decyzji o internowaniu okrętu. 
            Podczas odprawy u naczelnego dowódcy estońskich sił zbrojnych postanowiono wyładować z okrętu torpedy i amunicję artyleryjską, skonfiskować mapy i instrumenty nawigacyjne i wymontować zamek od działa, a załogę skoszarować na lądzie. Szesnastego września postanowiono wypompować paliwo ze zbiorników okrętu. W tym samym dniu w estońskich gazetach ukazał się artykuł, w którym informowano o decyzji Sztabu Estońskich Sił Zbrojnych o internowaniu polskiego okrętu podwodnego. Jednak nadzór wartowniczy nad jednostką pozostawiał wiele do życzenia. Jeden z wartowników postawiony został na kiosku [4] okrętu, a drugi chodził po jego górnym pokładzie. 
            Szesnastego września okręt obrócono dziobem w stronę otwartego morza, aby móc wyładować z pomocą dźwigu pozostałe jeszcze na pokładzie torpedy. 
            W siedemnastym dniu września nagle zmieniła się sytuacja międzynarodowa: oto Związek Sowiecki dokonał inwazji na Polskę. Ambasady polska i brytyjska w stolicy Estonii natychmiast poinformowały o tym wydarzeniu załogę okrętu. Polacy podjęli decyzję o ucieczce. Inicjatorami ucieczki byli: zastępca dowódcy "Orła", kpt. mar. Jan Grudziński, oraz oficer broni podwodnej okrętu, por. mar. Andrzej Piasecki. W niedzielę [5] wszelkie prace przy rozbrajaniu okrętu wstrzymano, więc załoga mogła działać bez przeszkód. 
            Nocą z 17 na 18 września załoga "Orła" rozgrzała diesle, obezwładniła obu wartowników i wyprowadziła okręt w morze. Bateria artylerii nadbrzeżnej na wyspie Aegna otworzyła ogień; po kilku salwach "Orzeł" zatrzymał się. Ogień wstrzymano, lecz wtedy okręt polski zanurzył się, by odtąd poruszać się pod wodą. 
            Później tego samego dnia [6] ambasady w stolicy Estonii i estońska agencja prasowa otrzymały od miejscowych władz następującą informację: okręt podwodny opuścił port ok. 3.00 rano. Do tego czasu z pokładu jednostki wyładowano 14 torped, amunicję artyleryjską oraz zamek do działa. Wartownicy estońscy usiłowali stawić opór uciekającym, lecz zostali przez Polaków obezwładnieni. 
            W związku z ucieczką okrętu wybuchł wielki skandal. W Tallinnie wdrożono śledztwo. Prasa niemiecka, opisując incydent, podała, iż obaj porwani wartownicy nie żyją. Następnego dnia (20 września) ze stanowisk zostali zwolnieni: naczelny dowódca estońskiej Marynarki Wojennej Valev Mere oraz szef jej sztabu Rudolf Linnuste [7]. Podczas oficjalnego dochodzenia nie udało się znaleźć dowodów na to, jakoby załodze uciekającego okrętu została udzielona pomoc. Działania marynarzy estońskich uznano jednak za "pomoc pośrednią", jako że zbyt wolno prowadzono prace związane z rozbrojeniem okrętu, nie usunięto z pokładu załogi, a w zbiornikach pozostawiono paliwo. Estońskie władze wojskowe nie ośmieliły się zastosować drastycznych środków wobec Polaków ze względu na sympatię, jaką cieszyła się w oczach Estończyków Polska. 
            To, w jaki sposób "Orzeł" zdołał przedostać się do Wielkiej Brytanii, nie mając map i pokonując po drodze Cieśniny Duńskie i Morze Północne - pozostaje tajemnicą. Przypuszczalnie załoga okrętu dostała mapy od pracownika ambasady brytyjskiej, który 17 września poinformował Polaków o sowieckiej inwazji na ich kraj, przywożąc ze sobą skrzynkę whisky. Brytyjczyk ten jednak zaprzeczył, jakoby miał cokolwiek wspólnego ze sprawą ucieczki polskiego okrętu. 
            Wieczorem 21 września "Orzeł" wynurzył się w pobliżu szwedzkiej wyspy Gotland. Tu Polacy zwodowali łódź okrętową [8], wsadzili do niej obu uprowadzonych Estończyków, zaopatrując ich w butelkę whisky, kilka puszek konserw, suchary i list żelazny do estońskich władz z informacją, iż obaj strażnicy zostali rzeczywiście uprowadzeni. Ponadto nowy dowódca okrętu dał obu strażnikom 100 $, twierdząc, że... jak już wracać z tamtego świata, to tylko pierwszą klasą

            Następnie bosman [9] Roland Kirikmaa i marynarz Boris Mahlstein powiosłowali w stronę brzegu i po pokonaniu 14,6 km [10] osiągnęli Gotlandię. Następnie, już 24 września, powrócili samolotem ze Szwecji do domu. 

            Wygodny pretekst

                Tymczasem polski okręt podwodny mógłby obrać kurs na brzegi Szwecji, bądź też do Wielkiej Brytanii, stanowiąc wciąż zagrożenie tak dla niemieckiej, jak i dla sowieckiej żeglugi (załoga wciąż dysponowała sześcioma torpedami). Niemcy ze swej strony nie nagłaśniali całego incydentu - z Berlina nie ciskano gromów. Przeciwnie - podczas swojej wizyty w estońskim MSZ-cie poseł [11] Trzeciej Rzeszy w Tallinnie nie bez współczucia wyraził się, iż ta afera z ucieczką okrętu podwodnego musiała być dla was nieprzyjemna.

            W kilka dni później wizytę w sztabie marynarki estońskiej złożył niemiecki attache morski, Korvettenkapitän [12] von Bonin, lecz i on nie wystąpił z protestem, z taką obawą oczekiwanym przez Estończyków. 
            Zupełnie inna była reakcja Moskwy. W sowieckim dzienniku Pravda ukazał się w dniu 19 września 1939 roku następujący komunikat TASSa:

            • Według wiarygodnych informacji, polskie okręty podwodne znajdują schronienie w portach państw bałtyckich przy wsparciu pewnych tamtejszych czynników rządowych. Niektóre fakty wskazują też na obecność tam także okrętów podwodnych flot innych niż polska. Przypuszcza się, iż władze estońskie z rozmysłem pomogły załodze polskiego okrętu podwodnego w ucieczce 18 września. Odznaczona Orderem Czerwonego Sztandaru Flota Bałtycka podejmie konieczne kroki, by zapobiec możliwym działaniom [13] okrętów podwodnych, kryjących się na wodach Bałtyku.

            (Spośród pozostałych czterech polskich okrętów trzy - OORP "Żbik", "Ryś" i "Sęp" - miały już do końca wojny pozostać internowane w Szwecji, a ORP "Wilk" dotarł w dniu 20 września do Wielkiej Brytanii).

            W tym samym czasie radio moskiewskie poinformowało o działaniach podjętych przez Związek Sowiecki przeciw władzom estońskim. W dniu 19 września sowiecki Ludowy Komisarz [14] Spraw Zagranicznych Wiaczesław Mołotow wezwał do siebie estońskiego posła Augusta Rei i oskarżył Estonię o

            pomoc Polakom w ucieczce

            oraz zagroził wpłynięciem sowieckich jednostek wojennych na wody terytorialne sąsiada w celu wykrycia okrętu podwodnego. 
            Późnym wieczorem 19 września jednostki sowieckiej Floty Bałtyckiej rzeczywiście zaczęły patrolować wody między wyspami Aegna i Naissaar. Dziewięć sowieckich samolotów demonstracyjnie przeleciało na małej wysokości nad Tallinnem. Władze estońskie, mając na uwadze napiętą atmosferę, postanowiły nie reagować na te działania. Także w następnych dniach sowieckie samoloty i jednostki wojenne naruszały przestrzeń powietrzną i wody terytorialne Republiki Estonii, lecz generał Laidoner wydał w dniu 20 września rozkaz podległym sobie siłom, by te nie otwierały ognia do intruzów. 
            Na odprawie w kwaterze Naczelnego Dowództwa estońskich sił zbrojnych zaproponowano demonstracyjne zaminowanie niektórych obszarów wód przybrzeżnych na oczach Sowietów tak, aby ci ostatni trzymali się z daleka od wybrzeży kraju; wspomniany generał Laidoner stwierdził jednak, że ewentualne wejście okrętu lub statku na minę dałoby Moskwie pretekst do reakcji. 
            21 września poseł włoski przesłał do swego kraju następującą depeszę z Tallinna:

            • Obawiają się oni, iż pod pretekstem tej udanej ucieczki ("Orła" - dopisek autora artykułu) sowieckie okręty pozostaną na estońskich wodach, blokując wybrzeże przed planowaną inwazją. Demonstracja siły sowieckiej marynarki i koncentracja wojsk lądowych na granicy z Estonią mają przekonać estońskie władze o bezcelowości ewentualnego przeciwdziałania. 

            W tym samym czasie w Moskwie trwały sowiecko-estońskie rozmowy handlowe. Wspomniany już komisarz Mołotow przyjął swego estońskiego odpowiednika, ministra Karla Seltera, i w związku z ucieczką polskiego okrętu podwodnego oskarżył władze Estonii o to, że przy tej okazji

            nie chciały one lub nie potrafiły utrzymać w swoim kraju porządku, przez co naraziły na szwank bezpieczeństwo ZSRS [15]. 

            Komisarz Mołotow posunął się dalej, stwierdzając, że według danych sowieckich to sami Estończycy naprawili uszkodzenia okrętu polskiego, nadto zaopatrzyli go w paliwo oraz żywność, a następnie pomogli Polakom w ucieczce, w wyniku czego okręt, stanowiący zagrożenie dla sowieckiej żeglugi, znalazł się na pełnym morzu! 
            Następnie komisarz Mołotow zażądał od ministra Seltera, by ten ostatni wezwał prezydenta i premiera swego kraju do złożenia wyjaśnień w sprawie i do podpisania ze Związkiem Sowieckim paktu o wzajemnej pomocy, który upoważniłby ZSRS do założenia na terytorium Estonii swoich baz morskich i lotniczych. 
            Minister Selter daremnie próbował podnosić okoliczność, iż w sprawie "Orła" władze estońskie postępowały zgodnie z literą prawa międzynarodowego, a roszczenia Moskwy są bezpodstawne, jako że oficjalnie ZSRS i Polska nie są w stanie wojny. Ministrowi Selterowi wręczono po prostu projekt stosownego porozumienia, a następnego dnia estoński polityk wrócił do domu, by poinformować rząd i parlament swego kraju, że pole manewru jest niewielkie: można podpisać zaproponowany pakt, lub w każdej chwili oczekiwać inwazji ze strony sąsiada. Sowiecka ósma armia, wyłączona z Nowgorodzkiej Grupy Armii, zajęła pozycje przy granicy z Estonią. 
            W następnych dniach władze sowieckie poinformowały naród, że "nieznany okręt podwodny" zaatakował sowiecką żeglugę z użyciem torped: 

            Zatopienie sowieckiego statku handlowego przez nieznany okręt podwodny.
            Leningrad, 28 [16] września (TASS). Wczoraj, 27 września około godziny 18.00 w zatoce narewskiej zatonął sowiecki statek handlowy 'Metallist' o wyporności 4000 ton [17], storpedowany przez nieznany okręt podwodny. Sowieckie patrolowce wyratowały 19 ludzi z załogi, liczącej 24 osoby. Pozostałych pięciu marynarzy uważa się za zaginionych. 

            Atak nieznanego okrętu podwodnego na sowiecki statek handlowy 'Pionier'.
            Leningrad, 28 września (TASS). Jak wynika z informacji, otrzymanej od kapitana sowieckiego parowca 'Pionier', statek ten został w dniu 28 września około godziny 2.00 zaatakowany przez nieznany okręt podwodny podczas wchodzenia do Zatoki Narewskiej. W wyniku zdarzenia kapitan statku zmuszony był osadzić go na mieliźnie w pobliżu ławicy Vigrund. Na miejsce wypadku wysłano ekipy ratunkowe. Załoga statku jest bezpieczna. 

            Manipulacje TASSa były, jak widać, sprytne. Nie oskarżono wprawdzie bezpośrednio żadnego okrętu podwodnego, lecz z tekstu wyraźnie wynikało, o który okręt chodziło. 
            W dniu 24 września o 13.30 w zatoce Erus sowiecki lider "Leningrad" oddał ze swoich dział kilka strzałów w kierunku lądu. Trzy pociski wybuchły w wodzie, czwarty - w lesie na brzegu. Sowieckie czynniki oficjalne nazwały incydent

            ostrzałem tajnych baz polskich okrętów podwodnych w estońskich zatokach.

            W tym samym dniu trzy sowieckie samoloty przez ponad pół godziny latały nad wyspą Saaremaa. 
            26 września w Tallinnie odbyło się posiedzenie połączonych komisji: wojskowej i spraw zagranicznych estońskiej Dumy Państwowej i Rady Państwa. Wszyscy uczestnicy tego spotkania dobrze rozumieli, iż propozycja Moskwy stanowi po prostu ultimatum postawionym Estonii, którego odrzucenie doprowadzi do konfliktu zbrojnego, a przyjęcie oznaczać będzie ustanowienie sowieckiego protektoratu nad Republiką. Jasne też było, iż w razie czego nie będzie można liczyć na żadną pomoc z zewnątrz. Rząd Republiki, mając tak niewielkie pole manewru, opowiedział się jednogłośnie za podpisaniem wspomnianego Paktu, by zapewnić krajowi fizyczne przetrwanie. Jeden z członków estońskiej Rady Państwa nazwiskiem Puhk jasno określił stanowisko przywódców Estonii:

            Spróbujemy zabezpieczyć egzystencję kraju, bowiem jeśli przyjdzie tu Rosja, to my wszyscy zostaniemy stąd deportowani. 

            28 września 1940 roku przedstawiciele ZSRS i Estonii podpisali w Moskwie "Pakt o Wzajemnej Pomocy". Mocą tego dokumentu rząd Republiki Estonii zezwalał oddziałom Armii Czerwonej na wkroczenie do swego kraju oraz na założenie baz morskich i lotniczych w pobliżu Paldiski i Haapsalu oraz na wyspach Saaremaa i Hiiumaa. 

            Tymczasem okręt podwodny "Orzeł"...

                ...ruszył z rejonu Gotlandii na północ, w kierunku Aalandów, by tam tropić statki handlowe Trzeciej Rzeszy. Wybór przez dowództwo okrętu tego właśnie rejonu patrolowania był dziwny, bo statki floty handlowej Rzeszy, woziły wahadłowo rudę żelaza, nikiel i drewno między portami Szwecji i Niemiec. Na południowym Bałtyku, poza szwedzkimi wodami terytorialnymi, a tym bardziej między Szwecją a fińskimi Aalandami, nie można było liczyć na sukcesy w łowach na wrogie statki. 
            Około siódmego października, wobec wyczerpywania się zapasu paliwa na okręcie, kpt. Grudziński podjął ryzyko przedostania się na wody brytyjskie. 14 października, 27 dni po ucieczce z Tallinna, "Orzeł" dotarł do bazy morskiej Rosyth w Szkocji. We wnętrzu okrętu wciąż znajdowało się sześć torped, pozostawionych przez Estończyków przy wyładunku amunicji. Świadczy to wyraźnie na korzyść Polaków, którzy nie mieli nic wspólnego z "atakami" na "Pioniera" czy "Metallista". 
            Tajemnica ujrzała światło dzienne dopiero w latach osiemdziesiątych, kiedy na półki księgarń trafiła książka Yukki Mekela pt. 'Na tyłach wroga. Fińskie tajne służby w wojnie'. Na podstawie informacji uzyskanych od marynarzy sowieckich wziętych do niewoli przez Niemców i Finów w 1941 roku Mekel twierdzi, że prowokacja została przygotowana i przeprowadzona przez członka Biura Politycznego sowieckiej partii komunistycznej (KPZS), pierwszego sekretarza miejskiego i rejonowego komitetu KPZS w Leningradzie oraz członka Rady Wojskowej Floty Bałtyckiej [18]. Człowiek ten działał za pośrednictwem Komisarza Marynarki Wojennej ZSRS, adm. N. Kuzniecowa; bezpośrednim wykonawcą wspomnianych wyżej ataków był niejaki Osipow (1913-43), dowódca okrętu podwodnego "Szcz-303". 
            Atak na "Pioniera" nastąpił jedynie na papierze. Drugi ze statków, s/s "Metallist", został rzeczywiście wysłany do Zatoki Narewskiej, gdzie miał zostać zatopiony w płytkich wodach tak, aby nadbudówka pozostała ponad powierzchnią wody. Po przybyciu do wspomnianej zatoki załoga statku przeszła na pokład patrolowca "Tucza", a ze wspomnianego okrętu podwodnego "Szcz-303" odpalono na powierzchni dwie torpedy, które chybiły. Kolejną próbę zatopienia statku podjęła załoga "Tuczy", uzbrojonej w potrójny aparat torpedowy. Z patrolowca odpalono niemal na wprost jedną torpedę, która w końcu trafiła. Statek "Metallist" zatonął w płytkiej wodzie tak, że ta ledwie przykryła jego pokład. 
            Możliwe (choć nie ma na to dowodu) że przed podniesieniem statku z dna wrak został okazany dziennikarzom. Niemal na pewno został przy tej okazji sfilmowany i obfotografowany, choć materiały te nie ujrzały jeszcze światła dziennego. 
            W dniu 6 listopada 1939 roku, na rozkaz gen. Laidonera, skonfiskowane zostało wyposażenie, zdjęte z "Orła" podczas próby jego internowania. Wartość jego określono na ok. 500.000 koron, lecz straty polityczne poniesione przez Estonię w następstwie ucieczki polskiego okrętu z Tallinna były znacznie większe. 
            Cała wrzawa, podniesiona przez Moskwę po ucieczce "Orła" z Tallinna, była li tylko "zasłoną dymną"; dni niepodległej Estonii były policzone. Nawet gdyby "Orzeł" został w Tallinnie, to Moskwa znalazłaby inne usprawiedliwienie dla zajęcia Estonii. 
            Przez siedem miesięcy, poczynając od listopada 1939 roku, "Orzeł" służył w składzie Royal Navy, pozostając jednak pod polską banderą i dowództwem oraz z polską załogą. W tym czasie zdołał zatopić tylko jeden niemiecki statek, transportowiec s/s "Rio de Janeiro" (5.260 ton). Ostatecznie okręt został utracony wraz z całą załogą na Morzu Północnym w dniu 8 czerwca 1940 roku wskutek wejścia na minę [19]. 
            Przed 1989 rokiem opublikowano szereg artykułów na temat przyczyn i miejsca utraty "Orła", a w 1961 roku ukazała się książka o okręcie autorstwa dziejopisa Polski morskiej, Jerzego Pertka [20]. Ponadto nakręcono w Polsce paradokumentalny film o "Orle" (który nawiasem mówiąc był pokazywany w latach siedemdziesiątych również w Związku Sowieckim) [21]. 
            Oddając należny szacunek odwadze i bojowemu duchowi załogi "Orła", stwierdzić należy, że okręt ten, uciekając z Estonii do Anglii nie zadał żadnych strat marynarce wojennej Niemiec i tylko nieznacznie (o jeden statek transportowy) uszczuplił niemiecką flotę handlową. Z drugiej strony ucieczka okrętu przyniosła Republice Estonii utratę niepodległości. Motywy działania Polaków były słuszne, lecz z neutralnego punktu widzenia odyseja "Orła" stała się prowokacją przeciw Estonii.

            Następstwa... 

                Ogólnie wiadomo, że jednym z załączników do tzw. Paktu Ribbentrop-Mołotow, podpisanego w Moskwie 23 sierpnia 1939 roku, był tajny protokół, będący spiskiem dwóch dyktatorów, Hitlera i Stalina, mającym na celu rozbiór wschodniej Europy [22]. Już w najbliższej przyszłości zarówno Estonia, jak Litwa i Łotwa miały zostać zagarnięte przez sowieckie imperium pod rządami "Czerwonego Carar1;. Moskwa, zmusiwszy po kolei kraje bałtyckie do podpisania układów o wzajemnej pomocy i obronie, przystąpiła do ich realizacji. 
            Oddziały sowieckie zaczęły wkraczać do Republik Bałtyckich 18 października 1939 roku. Do 1 lutego 1940 roku w Estonii znalazło się 20.954 oficerów i żołnierzy Armii Czerwonej, co stanowiło połowę liczebności całych sił lądowych wciąż niepodległego kraju. Na estońskich lotniskach wylądowały po dwa skrzydła myśliwskie i bombowe. Okręty sowieckiej Floty Bałtyckiej kotwiczyły w Tallinnie i Rohukyula. Sowieci rozpoczęli też budowę nadbrzeżnych baterii artylerii przeciwlotniczej. 
            29 października Stalin, komentując układy zawarte z Republikami Bałtyckimi, powiedział:

            Mamy teraz układ, który pozwoli nam umieścić je w strefie wpływów Związku Sowieckiego. Nie zamierzamy 'sowietyzować' ich na siłę. We właściwym czasie oni zrobią to sami. 

            Właściwy czas nadszedł po siedmiu miesiącach, kiedy po rozpoczętej 10 maja 1940 roku kampanii francuskiej oddziały brytyjskie, francuskie, belgijskie i holenderskie zostały rozbite. Między 26 maja a 4 czerwca 1940 roku 40 dywizji alianckich zostało nie bez strat ewakuowanych na Wyspy Brytyjskie. Stalin, będąc pewnym, że pokonane w boju Anglia i Francja nie będą zdolne interweniować na korzyść państw bałtyckich, przystąpił do ostatniego etapu rozwiązania kwestii bałtyckiej. 
            W dniu 10 czerwca 1940 roku wydano dowództwu lotnictwa morskiego Marynarki Wojennej ZSRS rozkaz przystąpienia do morskiej i powietrznej blokady państw bałtyckich. Było to ciężkie naruszenie obowiązującego prawa; w myśl tego rozkazu kontroli podlegały wszystkie statki opuszczające porty Estonii, Litwy i Łotwy, a wszystkie samoloty opuszczające przestrzeń powietrzną tych państw miały być atakowane bez identyfikowania. W ten sposób miano wykluczyć możliwość ucieczki za granicę funkcjonariuszy tamtejszych "reżimów faszystowskich". Zamierzano wysłać ich wszystkich do obozów śmierci, co zresztą się stało. Pomiędzy sierpniem 1940 a czerwcem 1941 roku około 15% ludności trzech krajów bałtyckich poddano rozmaitym represjom (wtrącono do więzień, zesłano na Syberię lub Daleki Wschód, do Kazachstanu, regionów polarnych lub obozów śmierci, albo od razu stracono). 
            Wykonując rozkaz o blokadzie, samoloty sowieckiej Floty Bałtyckiej zestrzeliły w dniu 14 czerwca 1940 samolot pasażerski typu Junkers-52 fińskich linii lotniczych "Kalevala". Samolot runął do morza; wraz z nim zginęło dziewięć osób - dwaj fińscy piloci, dwaj pracownicy Ambasady Francji w Tallinnie, dwaj niemieccy biznesmeni, jeden pracownik Ambasady USA w Tallinnie oraz po jednym obywatelu Szwecji i Estonii. Po wielu latach jeden z uczestników masakry, emerytowany generał sowieckiego lotnictwa Piotr Chochłow (1910-1990) z dumą opisał ją w swoich wspomnieniach, wydanych w 1980 roku pod tytułem "Ponad trzema morzami". 
            Tegoż samego 14 czerwca 1940 roku ultimatum od Sownarkomu [23] otrzymał rząd Estonii (w dwa dni później podobne dokumenty otrzymały rządy Litwy i Łotwy). Dokument zawierał żądanie utworzenia w kraju rządu po myśli władz sowieckich. Władze te żądały ponadto, aby

            liczebność kontyngentu wojsk sowieckich znacznie wzrosła.

            Dodatkowe oddziały sowieckie - w sile 10 dywizji piechoty i 7 brygad pancernych - wkroczyły do republik bałtyckich już 17 czerwca 1940 roku. W portach tych państw kotwiczyły sowieckie okręty wojenne. 
            Równocześnie miejscowi agenci Moskwy - lokalni komuniści, wspierani przez siły okupacyjne i liczni pracownicy NKWD (Ludowego Komisariatu Spraw Wewnętrznych) - ogłaszali obalenie "reżimów faszystowskich" (w Estonii nastąpiło to 21 września 1940 roku), przeprowadzali pod osłoną sowieckich czołgów tak zwane "wybory" i tworzyli marionetkowe rządy (zwane Sownarkomami!). Na czele estońskiego Sownarkomu stanął Johannes Lauritis (1899-1941), a przewodniczącym tamtejszego Prezydium Rady Najwyższej (prezydentem sowieckiej Republiki) został Johannes Vares (1890-1946). 
            Marionetkowe rządy republik bałtyckich ogłosiły następnie "dobrowolne" przystąpienie ich do Związku Sowieckiego. Sownarkom Estońskiej SRS uczynił to 22 lipca, litewski - 3 sierpnia a łotewski 5 sierpnia 1940 roku. 
            Warto przy okazji dodać, że wojskowy dystrykt bałtycki utworzony został przez sowieckie Ministerstwo Obrony 11 lipca 1940 roku - jeszcze  p r z e d  oficjalnym przystąpieniem Republik do ZSRS! 
            Tak nastąpiła druga - po zajęciu przez Piotra I podczas Wielkiej Wojny Północnej - aneksja państw bałtyckich przez imperium rosyjskie. 

            Autor tekstu jest naukowcem, autorem sześciotomowej encyklopedii okrętów podwodnych Rosji, Związku Sowieckiego i świata. Źródło: www.nvo.ng.ru

            Przekład i opracowanie: Wojciech M. Wachniewski

            Przypisy tłumacza:

            1. ZSRS - to Związek Socjalistycznych Republik Sowieckich.
            2. Wyporność pełna na wodzie 1.473 tony, prędkość nawodna do 20 w.; uzbrojenie - 12 w. t. 550 mm z zapasem 20 torped, 1 działo 105 mm Bofors wz. 25, 1 podwójne działko plot 40 mm Bofors wz.36, 1 podwójny karabin maszynowy 13,2 mm Hotchkiss; załoga - 60 oficerów, podoficerów i marynarzy; środki na budowę "Orła" pochodziły w całości z ogólnonarodowej zbiórki.
            3. W angielskim oryginale błędnie: "Captain Kloczkowski". Angielski Captain to "pełny" komandor, a d-ca "Orła" był "tylko" komandorem podporucznikiem.
            4. Wg źródeł polskich - w centrali.
            5. Tj. 17 września 1939 r.
            6. Tj. 18 września 1939 r.
            7. Autor polskiej monografii "Orła", J. Pertek, podaje, iż obaj ci oficerowie byli w stopniu "kapitanów floty" (komandorów? Zob. tenże 'Dzieje ORP Orzeł' GDW Gdańsk 1998 s. 105).
            8. Nota bene jedyną, jaką mieli.
            9. Wg J. Pertka ('Dzieje ORP...', s. 126) R. Kirikmaa był "młodszym matem".
            10. Tj. ok. 8 Mm.
            11. Tj. ambasador.
            12. Korvettenkapitän (nm.) - kmdr ppor.
            13. Tj. działaniom wrogim w stosunku do sowieckiej żeglugi.
            14. Tj. minister.
            15. Według różnych źródeł, polskie okręty typu "Orzeł" miały w razie awantury z Sowietami polować na Bałtyku na sowieckie pancerniki.
            16. W tekście błędnie "27 września" (zob. dalej).
            17. Prawdopodobnie błąd - cechą charakterystyczną statków towarowych jest ich nośność; wyporność to wielkość charakterystyczna dla okrętów wojennych.
            18. Była to jedna i ta sama osoba - najprawdopodobniej A. Żdanow (?).
            19. Stwierdzenie to jest trochę na wyrost - rozważanych wersji przyczyny utraty "Orła" jest bowiem więcej; sprawę dodatkowo utrudnia fakt, iż okręt zatonął w nieustalonym jak dotąd miejscu. Autor przekładu i opracowania tekstu skłania się raczej ku utracie "Orła" wskutek awarii w drodze do sektora patrolowania, do którego okręt najprawdopodobniej nie dopłynął.
            20. Chodzi o wielokrotnie później wznawiane (ostatni raz w 1998 roku) "Dzieje ORP Orzeł".
            21. Film ten, nakręcony w 1958 roku przez Leonarda Buczkowskiego, nie jest paradokumentem, lecz dość swobodną opowieścią fabularną o tallińskim epizodzie historii okrętu. Nosi tytuł "Orzeł", powstał przy pomocy PMW (która udostępniła filmowcom bliźniaczego "Sępa"), a wystąpili w nim czołowi podówczas polscy aktorzy z nieżyjącymi już W. Glińskim, A. Sewrukiem, czy B. Pawlikiem na czele.
            22. Pakt ten dotyczył także faktycznego podziału między oba imperia terytorium Polski, przeto nazywany jest jej "Czwartym Rozbiorem". Jego realizacja w stosunku do Polski rozpoczęła się 1 i 17 września 1939 roku.
            23. Tj. Rządu Związku Sowieckiego.

            łódź podwodna Orzeł

            B. Bratbak

            WRAKI OKRĘTÓW PODWODNYCH NA DNIE (1)

            Od 15 lat działa "Oil Directorate", rządowa agencja norweska do spraw oczyszczania dna Morza Północnego. Pracownicy tej instytucji dokonali w tym czasie całego szeregu ciekawych odkryć, między innymi znaleźli liczne wraki zatopionych okrętów i statków.
                Każdy z tych wraków to osobna opowieść o tragedii jego załogi, często spoczywającej w zatopionym kadłubie, o strachu, cierpieniu, o wdowach i sierotach, pozostawionych na lądzie. Wiele z tych wraków widnieje tylko jako znaki na mapach "Norwegian Hydrographic Institution". Dowództwa poszczególnych marynarek wojennych mają więcej informacji, ale chcąc do nich dotrzeć, należy przejść przez cały tor przeszkód, stawianych ciekawskim przez (z natury niechętne do ujawniania danych) instytucje wojskowe Obiektami zainteresowania ludzi, śledzących pracę OD są zwłaszcza leżące na dnie wraki okrętów podwodnych, których tajemnice wydają się szczególnie przemawiać do wyobraźni. Informacje o wrakach niezidentyfikowanych okrętów podwodnych leżących na wodach norweskich bądź szwedzkich przykuwają uwagę opinii publicznej.
            Latem 1986 roku, podczas oczyszczania ławicy zwanej Viking Bank, pracownicy OD znaleźli wrak okrętu podwodnego, leżący na głębokości 190 metrów. Kierownictwo OD skontaktowało się z specjalistami norweskiej marynarki wojennej od okrętów podwodnych w Bergen. Wszystkie zebrane informacje przekazane zostały panu Knutowi Sivertsenowi, policjantowi z jednego z posterunków w Trondheim i pasjonatowi okrętów podwodnych. Identyfikacja wraku nie zajęła mu zbyt dużo czasu: Sivertsen uznał, że musi to być wrak "U-35", niemieckiego U-Boota, zatopionego 29. listopada 1939 roku przez trzy brytyjskie myśliwce. Załoga wspomnianego okrętu liczyła 44 ludzi; wszyscy oni zostali wzięci do niewoli i przetransportowani jako jeńcy do W. Brytanii. OD przekazało uzyskane informacje Norweskiej Marynarce Wojennej z prośbą o dalsze ich przekazanie niemieckim kolegom.
            Latem następnego roku odnaleziono kolejny wrak, leżący na głębokości 70 metrów na zachód od Lindenes. Inspektorat d/s Okrętów Podwodnych Norweskiej Marynarki Wojennej i pan Knut Sivertsen jeszcze raz wspólnymi siłami ustalili, iż jest to wrak niemieckiego okrętu podwodnego "U-319", zatopionego 15. lipca 1944 roku przez samoloty brytyjskie. Cała 51-osobowa załoga "U-319" zginęła. Okręt ten zbudowany został w Lubece i wszedł do służby w dniu 4. grudnia 1943 roku. Jego ostatnim dowódcą był 32-letni Oberleutnant zur See (porucznik marynarki) Johannes Clemens, oficer, który służąc w składzie niemieckiej "Hafenschutzflotille Narvik" od sierpnia 1940 do lipca 1942 roku zdążył nieźle poznać wody norweskie. Następnie porucznik Clemens wysłany został na szkolenie podwodne do Niemiec. Przed załogą "U-319" postawiono zadanie działania na Morzu Północnym, a jednym z portów, do których okręt zawijał, był Stavanger. Właśnie z tego portu w dniu 5. lipca 1944 roku, "U-319" wyszedł w (ostatni, jak miało się okazać) patrol. 
            Zwłoki dowódcy okrętu znaleziono na plaży Jear[en?], następnie pochowano je na niemieckim cmentarzu wojennym w Stavanger. Po wojnie szczątki poległych Niemców przeniesiono na cmentarz wojenny Havstein w Trondheim; szczątki por. Johannesa Clemensa spoczywają tam do dziś.
            Również w tym przypadku dane zebrane przez pracowników "Oil Directorate", w tym i taśmy wideo, przesłane zostały do Norweskiej Marynarki Wojennej, a także przekazane do Marynarki Wojennej Niemiec. Od tej ostatniej nie otrzymano, podobnie, jak poprzednim razem, żadnej odpowiedzi.
            Latem roku 1993, na zachód od Egersund, odkryto trzeci wrak okrętu podwodnego, spoczywający na głębokości 180 metrów. W trzynastym dniu sierpnia tego roku członkowie załogi statku "Seaway Commander" obejrzeli zdjęcia wykonane przez bezzałogowy pojazd podwodny firmy "Stolt Comex Seaway" A. S. Oczom zdumionych marynarzy ukazał się wyraźnie charakterystyczny dziób okrętu podwodnego. Wrak został obfotografowany na całej długości, a kierownik ekspedycji Jan Brekke napisał w swoim raporcie, iż
            długość obiektu wynosi 75 metrów.
            Po zakończeniu ekspedycji kierownictwo "Oil Directorate" zaprosiło zainteresowanych - rybaków, dziennikarzy, przedstawicieli przemysłu naftowego, lokalnych władz cywilnych i wojskowych (Defence Command) południowej Norwegii - na konferencję do Egersundu w dniu 23 sierpnia. Podczas spotkania poinformowano o odkryciu wraku i zaprezentowano materiały filmowe. Wydano specjalny komunikat dla prasy, a redakcje szeregu gazet przygotowały obszerne relacje.
            O znalezieniu wraku poinformowano także rutynowo specjalistów Norweskiej Marynarki Wojennej od okrętów podwodnych w Bergen oraz Muzeum tejże w Horten. Dyrektor Muzeum, kmdr por. Steinar Sandvold i kmdr por. Hakon Smebol - obaj podwodnicy z długoletnim stażem - zbadali zarówno materiały filmowe, jak i resztę zebranej dokumentacji. Początkowo eksperci doszli do wniosku, iż znaleziony wrak to polski okręt podwodny "Orzeł", lub holenderski "O-22" [1]. Ten pierwszy (ORP "Orzeł") zaginął w końcu maja lub na początku czerwca 1940 roku podczas patrolu, gdzieś między Szkocją, wybrzeżem Norwegii i Jutlandią. Ten drugi (HrMS [2] "O-22") utracony został podczas patrolu u wybrzeży Norwegii w listopadzie 1940 roku.
            Czy to jest "Orzeł"?
                Odkryty na dnie obiekt, będący prawdopodobnie wrakiem "Orła", zelektryzował opinię publiczną, bowiem ORP "Orzeł" zajmuje szczególne miejsce w sercach Polaków, a i w historii Kampanii Norweskiej odegrał był ważną rolę. To właśnie jego Załoga zatopiła 8. kwietnia 1940 roku koło Lillesand niemiecki transportowiec "Rio de Janeiro", ostrzegając w ten sposób Norwegów o nadchodzącej niemieckiej inwazji na ich kraj.
            "Orzeł", zaprojektowany został przez polskich inżynierów [3], a zbudowano go w jednej ze stoczni [4] w Holandii. Środki na budowę tego okrętu [5] - jednej z najlepszych podówczas jednostek tej wielkości na świecie - pochodziły częściowo ze zbiórki, zainicjowanej wśród społeczeństwa polskiego. Zwodowano go w dniu 15. stycznia 1938 roku. Załoga okrętu liczyć miała 63 osoby; w skład uzbrojenia wchodziło 12 torped [6], jedno działo Boforsa kalibru 105 mm, jedno podwójne, chowane działko plot. kalibru 40 mm oraz jeden podwójny karabin maszynowy Hotchkissa kalibru 13,2 mm [7]. 
            ORP "Orzeł" przybył z pierwszą, roboczą wizytą do Norwegii już wkrótce po swoim wodowaniu: oto w listopadzie 1938 roku zawitał do Horten, by tam przejść próby prędkości z jednostkami marynarki wojennej Norwegii. Polski okręt był gościem niecodziennym; o jego wizycie pisały wszystkie miejscowe gazety, informując m. in., iż ma on 1.100 ton wyporności i może rozwijać prędkość nawet 20 węzłów. Obok wspomnianych prób prędkości przeprowadzono też próby szczelności kadłuba na dużych głębokościach. 
            1. września 1939 roku, kiedy Niemcy zbrojnie zaatakowały Polskę i rozpoczęła się II wojna światowa, "Orzeł" znajdował się w swojej bazie w Gdyni. Po pierwszych atakach niemieckich samolotów na bazę, "Orzeł" opuścił ja i udał się do przydzielonego mu sektora na Bałtyku. Tam, pod stałą groźbą ze strony niemieckiego lotnictwa i sił przeciwpodwodnych, okręt przez większość czasu pozostawał w zanurzeniu, mogąc wynurzać się jedynie na krótko podczas najciemniejszych godzin nocy. Niemcom zdawała się sprzyjać nawet pogoda; istniało duże ryzyko wykrycia okrętu przy pełni księżyca i braku zachmurzenia. Łączność radiowa z bazą w Gdyni była zakłócana przez Niemców, a w końcu utracono ją zupełnie. Wśród załogi pojawiły się oznaki zmęczenia, a niedługo potem poważnie zachorował dowódca "Orła", który przez dwanaście dni i nocy czuwał nad okrętem. Ponadto zachorował jeszcze jeden marynarz, pełniący na pokładzie funkcję sanitariusza. Na "Orle" zdecydowano, iż okręt wejdzie do Tallinna w neutralnej Estonii, aby zdać chorych członków załogi do szpitala. Stan zdrowia dowódcy pogorszył się z czasem tak znacznie, że musiano go wnosić na i znosić z pomostu, bowiem oficer nie był w stanie wspiąć się po drabince prowadzącej do kiosku. 
            Wieczorem 14 września "Orzeł" przybył do portu w Tallinnie. Dowódca i sanitariusz zostali ewakuowani do miejscowego szpitala. Estońskie władze portowe poleciły zacumować okret w basenie wewnętrznym. Polacy oświadczyli, że odpłyną w ciągu 24 godzin i że ich pobyt jest zgodny z prawem międzynarodowym; Estończycy zgodzili się. 
            W porcie tallińskim stał w tym czasie niemiecki statek handlowy[8]. Po przybyciu polskiego okrętu podwodnego załoga 'niemca' zdjęła banderę ze swego statku. Marynarzom niemieckim zależało na uniknięciu starcia z Polakami, którzy bez wątpienia żywili nienawiść do Niemców za ich napaść na Polskę.
            Zaraz po przybyciu do portu Polacy przystąpili do naprawy uszkodzeń, zamówili paliwo, zapasy żywności i wodę. Już wieczorem 15 września polski okręt podwodny gotów był do opuszczenia Tallinna, lecz po zameldowaniu o tym władzom estońskim zastępca dowódcy, który objął dowodzenie "Orłem", wezwany został do dyżurnego oficera estońskiego. Ten ostatni oznajmił nowemu dowódcy Orła, iż okręt będzie mógł opuścić port najwcześniej za sześć godzin. Strona estońska nawiązała do przepisów prawa międzynarodowego, stanowiących, że okręt wojenny jednej ze stron wojujących może opuścić port neutralny po nie mniej niż sześciu godzinach po opuszczeniu go przez jednostkę drugiej strony. Kierownictwo statku niemieckiego zgłosiło wyjście z portu, wobec czego okręt polski musiał poczekać. Załoga okrętu polskiego była zaniepokojona brakiem jakichkolwiek oznak przygotowań do wyjścia w morze na statku niemieckim; przeczuwano nadciągające kłopoty. Nagle na nabrzeżu, przy którym stał przycumowany "Orzeł", pojawił się bez ostrzeżenia oddział uzbrojonych marynarzy estońskich. Na pokładzie okrętu polskiego ustawiono strażników, a nowemu dowódcy oświadczono, iż zgodnie z decyzją władz estońskich "Orzeł" ma zostać internowany wraz z całą swą załogą.
            Estończycy wystawili zbrojną straż również na nabrzeżu i zażądali wydania z okrętu wszelkiej broni a także torped. Skonfiskowano także mapy; nowy dowódca zdołał spalić wszystkie tajne dokumenty i księgi szyfrów. 
            Przyczyną tak nieprzyjaznych działań Estończyków, którzy postępowali wbrew przepisom międzynarodowego prawa był nacisk, wywierany przez niemieckiego ambasadora w Estonii na władze tego kraju. W tym samym czasie wojska niemieckie rozbijały armię polską i zajmowały wielkie połacie kraju. Na wschodzie sowiecka Armia Czerwona szykowała się do ataku na Polaków od zaplecza. 17. września Sowieci przypuścili szturm. W tej sytuacji działania Estończyków w stosunku do "Orła" muszą budzić sprzeciw.
            Ucieczka z Tallinna
                Nowy dowódca "Orła", 33-letni Jan Grudziński [9] i jego załoga byli zrozpaczeni i wściekli zarazem. Od razu zaczęli rozważać szanse ewentualnej ucieczki.
            Tymczasem kolejny dzień trwały prace przy dalszym rozbrajaniu okrętu: usuwano torpedy i unieszkodliwiono artylerię. Tuż po usunięciu przez Estończyków zamka do działa głównego, załoga niemieckiego statku - który pozostał w porcie - na powrót podniosła na nim handlową banderę Rzeszy ze swastyką. Polacy starali się stworzyć wrażenie, że współpracują z kierującymi rozbrajaniem okrętu Estończykami, z drugiej strony jednak czynili wszystko, by przeszkodzić w jego kompletnym rozbrojeniu [10]. Kiedy ostatnie torpedy miały zostać przeniesione na brzeg, uszkodzeniu uległ dźwig - wskutek przecięcia stalowej linki. Jeden z oficerów [11] "Orła", udając, że łowi ryby, pomierzył głębokość wody w basenie oraz w wejściu do portu. Mechanik uratował przed wyniesieniem z okrętu ważne części silników, mówiąc Estończykom, że najpierw trzeba je oczyścić i naoliwić. Jeden z bosmanów ponacinał cumy, trzymające okręt przy nabrzeżu. Estończycy nie podejrzewali żadnego podstępu ze strony Polaków. Dowodzący pracami oficer estoński obiecywał Polakom dobre traktowanie w obozie dla internowanych. Dla nich, jak mówił, wojna dobiegnie końca.
            Tego wieczoru załoga okrętu, aby nie wzbudzić podejrzeń, udała się o zwykłej porze na spoczynek, lecz o 2.00 w nocy 18. września potajemnie zarządzono alarm. Dwaj estońscy strażnicy zostali obezwładnieni i zamknięci wewnątrz okrętu. Odcięto również główny kabel zasilający port w energię, powodując totalne jego zaciemnienie. Uruchomiono silniki okrętu i "Orzeł", rwąc nacięte wcześniej cumy, ruszył w stronę wyjścia z portu. W tym momencie Estończycy otworzyli ogień do uciekającego okrętu. Ten ostatni stracił trochę czasu, wchodząc na mieliznę i uwalniając się z niej. Ostatecznie jednak okręt opuścił port, a gdy estońskie baterie artylerii nadbrzeżnej otworzyły ogień, "Orzeł" był już na wodach, na których mógł się zanurzyć. Okręt znalazł się znów na wolności, pozbawiony uzbrojenia i map. Od razu stał się też priorytetowym celem dla jednostek "Kriegsmarine". 
            Wieść o ucieczce okrętu rozniosła się po całym świecie. Już 19 września norweska "Stavanger Aftenblad" przedstawiła swoim czytelnikom polski okręt i historię jego ucieczki z internowania w Tallinnie, przeprowadzonej pod ogniem baterii nadbrzeżnych. Wspomniana gazeta doniosła również o zwolnieniu ze stanowisk dowódcy Estońskiej Marynarki Wojennej i szefa sztabu generalnego Sił Zbrojnych Estonii.
            Wspomniana ucieczka miała jednak poważne konsekwencje dla Republiki Estonii i jej ludności. Przywódcy sowieccy uznali, iż właśnie otrzymali dogodny pretekst do inwazji, twierdząc, iż zaszedł przypadek niezdolności kraju do obrony neutralności własnymi siłami. W dniu 19. września do Mołotowa wezwany został ambasador Estonii w Moskwie; dyplomacie oświadczono, iż skoro Estonia nie potrafi bronić swej neutralności, to odtąd będzie to musiała czynić Marynarka Wojenna Związku Sowieckiego. Już tego samego dnia wieczorem jednostki sowieckiej floty wojennej przeprowadziły demonstrację siły, pojawiając się i stając na kotwicach wzdłuż całego wybrzeża Estonii. W kilka dni później do Moskwy wezwano estońskiego ministra spraw zagranicznych. Polityk spotkał się tam z Mołotowem i Mikojanem. Politycy sowieccy wspomnieli o ucieczce "Orła" z Tallinna i zażądali zawarcia przez Estonię paktu wojskowego z Sowietami. Wspomniany pakt miałby pozwolić Związkowi Sowieckiemu na założenie na terytorium Estonii baz lotniczych i morskich. Strona estońska mogła jedynie przyjąć żądania Sowietów. W dniu 2. października 1939 roku do Estonii wjechał pociąg z członkami komitetu wojskowego Sowietów - tym samym Estonia wpadła w łapska Stalina [12].
            Tymczasem "Orzeł" dalej czatował na Bałtyku. Dwaj estońscy strażnicy zostali, mimo gwałtownych protestów[13], wysłani w jedynej dinghy [14] okrętu na brzeg Gotlandii. Przez radio załoga polskiego okrętu słyszała o wciąż trwających w kraju walkach i o postępach sowieckich wojsk, atakujących od wschodu, o upadku Warszawy i o ucieczce polskiego rządu oraz naczelnego dowództwa armii przez granicę z Rumunią. Mimo to dowódca i załoga "Orła" postanowili kontynuować walkę, a najlepszą w ich mniemaniu rzeczą, jaką mogli zrobić, było przejście z Bałtyku do Wielkiej Brytanii i dalsza służba u boku "Royal Navy".
            Po wyczerpującej i niebezpiecznej przeprawie przez pełne wrogich okrętów Cieśniny Duńskie "Orzeł" wpłynął na Morze Północne, kierując się ku wybrzeżom Anglii. Radiowy komunikat z okrętu, nadany otwartym tekstem, w którym dowództwo informowało o jego stanie i pozycji, odebrany został przez Brytyjczyków 14. października o godz. 6.00 rano[15]. Brytyjczycy przysłali myśliwiec [16], który miał doprowadzić okręt do bazy w Rosyth. Wizytujący okręt przedstawiciel brytyjskiej Admiralicji napisał w swoim raporcie, co następuje:
            "Orzeł" przybył wyczyszczony i w znakomitym stanie, z załogą w dobrym zdrowiu i wspaniałej kondycji. Poza podejrzewanymi uszkodzeniami, jakie odniósł wskutek wejścia na mieliznę, okręt jest w dobrym stanie technicznym. Cała załoga okrętu gotowa jest służyć w składzie brytyjskiej flotylli.
            Udana ucieczka "Orła" wzbudziła sensację. Dowódca okrętu otrzymał najwyższe polskie odznaczenie bojowe, Krzyż Virtuti Militari, a także brytyjski Distinguished Service Order. Wizytę na pokładzie "Orła" złożył Premier Rządu RP, i Naczelny Wódz Polskich Sił Zbrojnych, generał Władysław Sikorski, następnie okręt wizytował monarcha brytyjski, George VI. Premier Rządu JKM, Sir Winston Churchill, stwierdził, iż 
            Polska Marynarka Wojenna, młoda wiekiem, wyróżniła się w służbie, a ucieczka "Orła" stanowi epopeję.
            Nawet propaganda Trzeciej Rzeszy, kierowana przez dr. Goebbelsa, zwykle prezentująca Polaków w możliwie najgorszym świetle, przedstawiła wyczyn załogi "Orła" z niejakim podziwem.

            Przypisy tłumacza:
            1. W całym angielskim oryginale tekstu okręt ten występuje, jako "0-22" (Zero-22), co jest pomyłką. Holenderskie okręty podwodne oznaczane były w tamtych czasach literami O lub K, w zależności od tego, czy służyły w metropolii (Onderzeeër), czy w koloniach (Koloniën).
            2. HrMS (Hare Majesteit Schip) - to skrót, oznaczający po holendersku "Okręt Jej Królewskiej Mości" [tj. ówczesnej Królowej Holandii - Wilhelminy].
            3. Sporo w tym przesady - jak podaje bowiem J. Pertek, dziejopis "Orła", projekt okrętów podwodnych dla PMW opracowany został (przy współpracy przedstawicieli Wydziału Budowy Okrętów i innych służb KMW) przez dyrektora holenderskiego biura konstrukcyjnego "Nederlandsche Vereenigde Scheepsbouw Bureaux" w Hadze.
            4. "Koninklijke Maatschappij De Schelde" we Vlissingen nad Skaldą.
            5. ...pierwszej z planowanych czterech jednostek tego typu.
            6. Pomyłka - chodzi o 12 wyrzutni torpedowych.
            7. Karabin ten nie został de facto nigdy zainstalowany.
            8. Zbiornikowiec "Thalatta".
            9. W chwili objęcia okrętu Grudziński był kapitanem marynarki.
            10. W trakcie prac postarali się m. in. o to, aby "Orzeł", stojący dotąd rufą do wyjścia, został obrócony o 180 stopni, bez czego niemożliwe było jakoby usunięcie z okrętu wszystkich torped.
            11. Pomyłka - był to podoficer, bosman Narkiewicz.
            12. Bliżej o tym - patrz artykuł p. Tarasa o konsekwencjach ucieczki "Orła" z Tallinna (Ucieczka "Orła" - bohaterstwo czy prowokacja?), również przetłumaczony przeze mnie.
            13. Owe gwałtowne protesty Estończyków to coś nowego - dotąd bowiem sądzono, że obaj niefortunni strażnicy zostali uwolnieni przez załogę "Orła" dla zaprzeczenia kłamliwym twierdzeniom goebbelsowskiej propagandy o rzekomym ich zabiciu.
            14. Wg źródeł polskich Estończyków wysłano na ląd w łodzi wiosłowej, a nie w gumowej dinghy.
            15. Czasu lokalnego.
            16. Tak w angielskim oryginale (fighter). W rzeczywistości do Rosyth doprowadził "Orła" brytyjski niszczyciel HMS "Valorous".

            łódź podwodna Orzeł

            B. Bratbak

            WRAKI OKRĘTÓW PODWODNYCH NA DNIE - cz. 2

            U wybrzeży Norwegii

                Załoga "Orła" tymczasem rwała się do walki z Niemcami. Już 10. grudnia okręt, po niezbędnych naprawach i uzupełnieniu zapasów, wciąż bez zamków do dział, wyruszył w pierwszy swój patrol w służbie brytyjskiej, lecz pod polską banderą. W ciągu zimy 1939 i wiosny 1940 roku okręt raz za razem wychodził na patrole, przeważnie w rejon wybrzeży Norwegii. W końcu grudnia załodze "Orła" powierzono zadanie eskortowania konwoju z Bergen na Szetlandy, w marcu okręt patrolował rejon Stavanger i ujścia fiordu Jossing, z zadaniem niedopuszczenia do ucieczki "Altmarka" [1] na pełne morze. W początkach kwietnia "Orzeł" patrolował w rejonie wybrzeża Sorland. Wtedy też, rankiem 8. kwietnia 1940 roku, obserwatorzy okrętu wykryli przed Justoy koło Lillesand niemiecki statek "Rio de Janeiro".
            Na okręcie podwodnym podniesiono sygnał, nakazujący statkowi zatrzymać się i przysłać łódź z papierami okrętowymi do kontroli. S/s "Rio de Janeiro" początkowo nie zareagował; dopiero po ostrzegawczej serii z karabinu maszynowego, oddanej przed dziób statku zwolnił. "Orzeł" wciąż nie miał zamków do dział, zabranych jeszcze we wrześniu 1939 roku przez Estończyków w Tallinnie. Po pewnym czasie ze statku zwodowano dinghy [2], a wkrótce okazało się, że kapitan 'niemca' wzywa przez radio na pomoc niemieckie lotnictwo. Dowódca polskiego okrętu rozkazał załodze "Rio de Janeiro" opuścić pokład statku, który, jak poinformował, zostanie storpedowany. Dopiero jednak po wystrzeleniu torpedy zaobserwowano reakcję - oto na pokładzie statku pojawili się nagle ludzie w mundurach; niektórzy z nich wyskakiwali za burtę. Torpeda trafiła, nie czynią jednak zbyt wielkich szkód. Kiedy w pobliżu pojawił się samolot, z "Orła" wystrzelono kolejną torpedę [3]. Tym razem nastąpił wielki wybuch; niemiecki statek złamał się na dwie części i zatonął.
            Nadlatujący samolot nie był niemiecki - była to norweska maszyna F-332, pilotowana przez por. Reidara Kristiana Hansena. Wkrótce przybyły liczne jednostki norweskie, których załogi rozpoczęły akcję ratunkową. Ocalałych rozbitków i ciała ofiar transportowano do Lillesand, Ny Hellesund, Marvika i do Kristiansand. Uratowani, umundurowani Niemcy twierdzili, że płynęli do Bergen, by bronić Norwegii przed zakusami sił brytyjskich. 
            "Orzeł" tymczasem dalej patrolował wody u brzegów Norwegii. 2. maja okręt znajdował się przed okupowanym teraz przez Niemców Stavangerem, gdzie załoga obserwowała reflektory i obronę przeciwlotniczą w akcji. W dniu 4. maja dowódca "Orła" zameldował o obecności czterech niemieckich trałowców przed rafą Jearen. Niemcy zorientowali się, że na wodach przybrzeżnych operuje nieprzyjacielski okręt podwodny, a jeszcze 2. maja niemiecki "Hafenkommandant" Stavangeru zameldował o wykryciu koło Feistein zanurzonego okrętu podwodnego. Okrętem tym był prawdopodobnie "Orzeł".
            W dniu 23. maja 1940 roku ORP "Orzeł" opuścił Rosyth, wychodząc na swój kolejny patrol, który miał się okazać ostatnim. Okrętowi postawiono zadanie patrolowania wód pomiędzy Norwegią a Danią, a potem polecono przejść bardziej na północ. Po wyjściu z bazy w Rosyth, które nastąpiło 23. maja o godzinie 23.00 czasu lokalnego, z okrętu nie odebrano żadnej wiadomości. Dowódcy "Orła" polecono powrócić z patrolu tak, by okręt zawinął do Rosyth rankiem 8. czerwca. Niestety, ORP "Orzeł" nie powrócił z tego patrolu już nigdy. W dniu 17. czerwca Admiralicja Brytyjska ogłosiła komunikat o uznaniu okrętu za zaginiony i prawdopodobnie stracony wraz z całą Załogą, złożoną z 61 Polaków i dwóch [4] Brytyjczyków. 
            W dniu 17. maja 1992 roku odsłonięto w parku miejskim w Lillesand skromny pomnik, upamiętniający sukces "Orła" - zatopienie s/s "Rio de Janeiro". Dokładnie w rok później, 17. maja 1993 roku, do portu w Lillesand zawinęły dwa okręty Polskiej Marynarki Wojennej, korweta "Metalowiec" i okręt ratowniczy "Piast". Delegacje obu załóg uczestniczyły w obchodach norweskiego święta narodowego, m. in. składając wieńce pod wspomnianym pomnikiem. Podczas tej wizyty doszło do przykrego zgrzytu, kiedy nagle Norwegowie, w najlepszej zresztą wierze, zaczęli zbierać pieniądze dla "biednych" Polaków. Sytuacja dla tych ostatnich stała się, delikatnie mówiąc, niezręczna. Na szczęście wszystko skończyło się dobrze, a zebrane pieniądze trafiły ostatecznie do jednego z polskich szpitali.

            Badanie taśm wideo

                Specjalne miejsce, jakie ORP "Orzeł" zajmuje w wojennomorskich dziejach Polski i Norwegii, oznaczało daleko większe zainteresowanie znalezionym wrakiem zarówno wśród pracowników "Oil Directorate", jak i wśród wojskowych oraz cywilnych specjalistów, zaproszonych do współpracy przy analizie materiału, nagranego na taśmach wideo. Jeśli znaleziony wrak okazałby się wrakiem "Orła", byłaby to prawdziwa sensacja! Zważywszy okoliczności utraty okrętu, wspomniany materiał mógł przedstawiać wrak "Orła". 
            Dzięki uprzejmości i kompetencji Personelu Instytutu Polskiego i Muzeum Wł. Sikorskiego w Londynie, pana R. M. Copocka z brytyjskiego Ministerstwa Obrony oraz pracowników Muzeum Okrętów Podwodnych RN w Gosport uzyskano zdjęcia i informacje o obydwóch wchodzących w grę okrętach, to jest o "Orle" i "O-22". Z Holendrami poszło trudniej. Nie można było dodzwonić się do attaché wojskowego Holandii w Oslo, a i próby skontaktowania się z dowództwem Koninklijke Marine [5] nie przyniosły rezultatu. Dopiero telefon do Muzeum Kon. Marine w Den Helder [6] zaowocował kontaktem z panem Leonem Hamburgiem, porucznikiem rezerwy Kon. Marine. Pan Hamburg okazał się bardzo pomocny i odtąd holenderska część dochodzenia w sprawie znalezionego wraku ruszyła do przodu. Uprzejmy Holender bardzo szybko przesłał do Norwegii rysunki konstrukcyjne i zdjęcia z budowy i wodowania obu okrętów, a także zdjęcia z wizyty "O-22" w Szkocji w 1940 roku. Pomoc pana Hamburga w postaci zgromadzonych przez niego materiałów i informacji pozwoliła norweskiemu zespołowi badającemu sprawę podmorskiego znaleziska ustalić, iż prawdopodobnie jest to wrak "Orła" lub też "O-22".
            Kierownictwo OD, pragnąc oszczędzić przykrych wspomnień żyjącym członkom rodzin marynarzy poległych na obu okrętach, nalegało na to, aby wszelkie informacje o prowadzonych pracach utrzymywać w tajemnicy do czasu bezspornej identyfikacji wraku. Oficerowie Norweskiej Marynarki Wojennej, zaangażowani w sprawę, w pełni rozumieli i podzielali to stanowisko. Było również jasne, że dla absolutnej pewności co do tożsamości wraku, potrzebne będą kolejne zdjęcia oraz pomoc ze strony specjalistów wojennomorskich z Holandii i z Polski.
            Odpowiednią informację przekazano do Polski drogą kontaktów osobistych z oficerami PMW. Kopia nagrania wideo oraz inne dokumenty dostarczono im podczas wizyty w bazie marynarki wojennej w Gdyni. Materiały te trafiły następnie do specjalistów z muzeum PMW, którzy przejrzeli je. Nawet dowódca PMW, wiceadm. Romuald Waga [7], zainteresował się sprawą do tego stopnia, że wygospodarował w swoim zwykle napiętym planie dnia czas na konferencję, podczas której przedstawiono mu szczegóły odkrycia wraku oraz dokumentację przeprowadzonych badań. Admirał Waga podkreślił miejsce "Orła" w historii PMW i obiecał, iż przekaże sprawę do zbadania specjalistom. Kierownictwo badań powierzono dyrektorowi Muzeum PMW kmdr. por. dr. Zbigniewowi Wojciechowskiemu.

            Poinformowanie Koninklijke Marine

                Jakkolwiek kontakt z panem porucznikiem Hamburgiem był wartościowy, kierownictwo OD pragnęło oficjalnie poinformować o znalezionym wraku dowództwo Kon. Marine, bo przecież mogło chodzić o wrak holenderskiego okrętu podwodnego "O-22". Wobec tego jeszcze w 1993 roku formalnie przesłano do Helders Marinemuseum kopię taśmy wideo z filmem oraz kopie dokumentów z prośbą, by HM przekazało materiały dalej, do odpowiedniej komórki Kon. Marine. Kierownictwo OD wyraziło też podziękowanie dyrekcji Muzeum w Den Helder za pomoc, jakiej udzielił tej instytucji pracownik HM, porucznik Hamburg.
            Zainteresowanie znaleziskiem okazywała w dalszym ciągu Marynarka Wojenna Norwegii. Dwóch wyższych oficerów z Defence Command South Norway (DEFCOMSONOR) - wiceadm. Bjornara Kibsgaarda i kontradm. Hansa P. Sema - poinformowano w początkach listopada o stanie badań odnalezionego wraku; kontradm. Sem obiecał, że zgromadzonym materiałom przyjrzą się także norwescy specjaliści. W połowie listopada, podczas spotkania w siedzibie OD, przedstawiono oficerom DEFCOMSONOR stan badań oraz przekazano zgromadzone materiały. Kierownictwo "Oil Directorate" potwierdziło w liście skierowanym do DEFCOMSONOR, że wspomniana konferencja się odbyła i że materiały zostały przekazane.
            W tymże listopadzie do kierownictwa "Oil Directorate" zadzwonił dowódca holenderskich sił podwodnych. Oficer poprosił, aby do czasu uzyskania ostatecznej odpowiedzi na pytanie, jaki to wrak został odkryty, wszelkie napływające informacje utrzymywano w tajemnicy przed prasą - po czym strona holenderska zamilkła na dłuższy czas. Później okazało się, że w Holandii potraktowano sprawę bardzo poważnie i już od połowy października specjaliści z tamtejszych sił podwodnych i z wydziału sprzętu Dowództwa KM w Hadze badali napływające informacje w celu ustalenia, czy odkryty obiekt to rzeczywiście wrak HrMS "O-22". W prowadzonych pracach uczestniczył m. in. pan H. M. Ort, komandor porucznik Kon. Marine w stanie spoczynku i najstarszy syn ostatniego Dowódcy "O-22".
            Nie napływały też żadne informacje od PMW i Norweskiej Marynarki Wojennej. Wyglądało na to, iż przekazane dokumenty utknęły po prostu w szafach rozmaitych wojskowych komórek; okazało się na szczęście, że nie. Wspomniani już Holendrzy zainteresowali się sprawą na serio i utworzyli zespół specjalistów, którego zadaniem było ustalenie, czy odnaleziony obiekt może być wrakiem "O-22". Sprawę obiektu badali również Polacy; w pewnym momencie dochodzenie w sprawie tożsamości wraku ruszyło we właściwym (jak miało się okazać) kierunku.

            Polscy dziennikarze na tropie

                W drugim półroczu 1993 roku PMW i Kon. Marine prowadziły rozmowy o współpracy. W lutym 1994 roku do Gdyni przybyli wysocy rangą oficerowie holenderscy, by sfinalizować prowadzone negocjacje. Czternastego lutego w gmachu Dowództwa PMW w Gdyni zorganizowano konferencję prasową z udziałem dowódcy PMW i gości z Holandii. Głównym tematem konferencji miało być wynegocjowane właśnie porozumienie o współpracy obu flot, lecz ku zaskoczeniu wiceadm. Wagi obecny na sali dziennikarz "Gazety Morskiej" [8] zapytał, czy prawdą jest, iż na Morzu Północnym odnaleziony został wrak "Orła". Admirał odpowiedział, iż dowództwo PMW rzeczywiście otrzymało z Norwegii taśmę z pewnym nagraniem wideo, lecz na razie nie można stwierdzić z pewnością, który z zatopionych okrętów sfilmowano; następnie oficer dodał, iż obecnie nadarza się okazja przeprowadzenia bardziej szczegółowych badań we współpracy z Holendrami. Komentarze tych ostatnich na ten temat nie zachowały się. Następnego dnia w "Gazecie Morskiej" ukazał się obszerny artykuł, którego autor donosił, iż na dnie Morza Północnego prawdopodobnie odnaleziono wrak "Orła", lecz nie ma stuprocentowej pewności, czy rzeczywiście jest to wrak tego właśnie okrętu. Wiadomość ta dotarła do Warszawy, po czym została powtórzona przez Polskie Radio i przez największe stołeczne dzienniki, by wymienić tylko spory artykuł na ten temat, jaki ukazał się na pierwszej stronie "Życia Warszawy" z 5./6. marca 1994 roku. W ten sposób radio i prasa wywarły swego rodzaju nacisk na dowództwo PMW, by zajęto się tematem na poważnie.
            Nie brakło propozycji, a nawet żądań, aby rozpoczęto zbiórkę środków na przeprowadzenie odpowiednich badań znalezionego wraku, a nawet - w miarę możliwości - na jego wydobycie na powierzchnię. Powoli cała sprawa stawała się dla PMW niewygodna; zapytania dotyczące znaleziska trafiły też do Ambasady Królestwa Norwegii w Polsce.
            Działając pod wciąż rosnącym naciskiem z zewnątrz, specjaliści z PMW dokładnie zbadali nagranie wideo i towarzyszącą mu dokumentację. Wreszcie w końcu marca dowództwo PMW zorganizowało w swej gdyńskiej siedzibie spotkanie, któremu przewodniczył podwodnik z siedemnastoletnim stażem, kontradm. Jędrzej Czajkowski. Na spotkaniu obecni byli także - red. Marek Błuś, który to "wywołał wilka z lasu", zadając wiceadm. Wadze zaskakujące pytanie podczas pamiętnej konferencji w dniu 14. lutego, nadto inż. Adam Śmigielski ze Stoczni Marynarki Wojennej w Gdyni, inż. Marek Twardowski, specjalista z Muzeum Morskiego w Gdańsku oraz red. Aleksander Gosk, wówczas dziennikarz Telewizji Gdańsk i "Gazety Morskiej". Wtedy właśnie dowództwo PMW po raz pierwszy pozwoliło cywilnym specjalistom obejrzeć otrzymane materiały. Obecnym na sali przedstawiono nagranie wideo, a kontradm. Czajkowski przedstawił w swym komentarzu szczegóły wykluczające jego zdaniem możliwość, iż nagranie przedstawia wrak "Orła". Kontradmirał oświadczył, iż uszkodzenia kadłuba oraz zamknięte włazy wskazują na to, że okręt został trafiony bombami głębinowymi. Cywilni specjaliści zgodzili się ze zdaniem kontradmirała, dodając, iż sfilmowany obiekt to prawdopodobnie wrak holenderskiego okrętu podwodnego "O-22", który według ich wiedzy zatopiony został 8. listopada 1940 roku przez dwa niemieckie okręty wojenne. Kończąc spotkanie, kontradm. Czajkowski zalecił obecnym na sali dziennikarzom, by ci, informując opinię publiczną o fakcie, nie budzili złudnych nadziei, że oto właśnie odnaleziono wrak "Orła". 
            Sprawa podwodnego znaleziska wzbudziła w Polsce spore zainteresowanie. Stanowiła ona główny temat spotkania Stowarzyszenia Oficerów-Podwodników, jakie odbyło się 28. maja 1994 roku w Gdyni. Kierownictwo OD zezwoliło na pokazanie nagrania wideo zarówno podczas spotkania, jak i w TVP. Odnalezionym wrakiem interesowało się zapewne także polskie Ministerstwo Obrony Narodowej; w połowie maja 1994 roku polskiemu ambasadorowi w Oslo polecono zebrać w Norwegii stosowne informacje na temat znaleziska dla Ministra Obrony Narodowej.
            Prace nad wydobyciem z nagranego filmu możliwie wszystkich informacji prowadzili także norwescy entuzjaści historii flot i wojen morskich - panowie Knut Sivertsen z Trondheim, Oistein Berge ze Stavanger i dr Wojciech Kauczyński z Trondheim. Ten ostatni, urodzony w Polsce doktor nauk technicznych, pracuje dla Marintek, Trondheim. Swego czasu dr Kauczyński służył na pokładzie ORP "Sęp", bliźniaczej jednostki "Orła", był więc najlepszym z możliwych interpretatorów nagrania. Wykonał swe zadanie nadzwyczaj rzetelnie, przedstawiając na początku kwietnia 1994 roku stosowny raport. W konkluzji dokumentu Kauczyński stwierdził, iż znaleziony obiekt nie jest wrakiem "Orła", lecz holenderskiego okrętu podwodnego O-22.

            To jest "O-22"!

                W początkach marca 1994 roku Dowódca Sił Podwodnych Kon. Marine poinformował kierownictwo OD, iż strona holenderska doszła do wniosku, że odkryty obiekt jest wrakiem HrMS "O-22" i postanowiła, że poda fakt jego odkrycia do wiadomości publicznej za dwa miesiące. Holender poprosił kierownictwo OD o nieujawnianie do tego czasu posiadanych informacji, przez wzgląd na żyjących jeszcze krewnych oficerów, podoficerów i marynarzy poległych na zatopionym okręcie. 14. kwietnia 1994 roku holenderski oficer jeszcze raz zadzwonił do kierownictwa "Oil Directorate" informując je, iż w dniu 19. kwietnia tegoż roku ukaże się na łamach holenderskiej prasy informacja o znalezionym obiekcie oraz odbędzie się specjalna konferencja prasowa. Na konferencji tej obecny będzie syn dowódcy "O-22". Holender dodał ponadto, iż w kraju żyje jeszcze dziesięć wdów po członkach załogi "O-22", że mają one od 87 do 91 lat i że przed oficjalnym podaniem wiadomości wdowy zostaną przez niego poinformowane o odnalezieniu stalowego grobowca ich mężów.
            W dniu 19. kwietnia 1994 roku informacje o odkryciu wraku HrMS "O-22" uroczyście ukazały się na łamach holenderskiej prasy. Okręt podwodny "O-22" spłynął na wodę 20. stycznia 1940 roku [9]. 10. maja, gdy wojna zastukała do holenderskich drzwi, nie był jeszcze gotów do służby, lecz zdołał przedostać się wraz z innymi jednostkami Kon. Marine do portów brytyjskich, by odtąd walczyć u boku Brytyjczyków, Polaków i Norwegów. Wkrótce HrMS "O-22" osiągnął gotowość bojową; przed wyjściem z Dundee w ostatni rejs okręt odbył cztery patrole bojowe na wodach Morza Północnego. Na swój piąty patrol "O-22" wyruszył pod brzegi Norwegii, na wody między Skudenes i Lista, z załogą liczącą 45 osób (byli wśród nich trzej Brytyjczycy z grupy łącznikowej RN) i pod dowództwem Luitenanta [10] J. W. Orta. Po wyjściu okrętu z Dundee w dniu 5. listopada 1940 roku nie odebrano od niego żadnych komunikatów radiowych [11]; wobec niepowrócenia jednostki z patrolu w wyznaczonym terminie (21. listopada) HrMS "O-22" uznano za stracony.

            Miejsce ostatniego spoczynku Załogi...

                Dowództwo Kon. Marine zdecydowało, iż odnaleziony wrak "O-22" pozostanie na dnie, jako grób wojenny - miejsce wiecznego spoczynku. W holenderskim Dniu Wyzwolenia, 4. maja 1994 roku w Den Helder, oddano podczas dorocznej uroczystości pod pomnikiem Marynarzy z okrętów podwodnych poległych w czasie II wojny światowej hołd Załodze "O-22". Pod koniec lata 1994 roku, w miejscu zatonięcia okrętu na ławicy Egersund złożone zostaną wieńce od Marynarki i od żyjących członków rodzin Marynarzy z "O-22" [12].
            Badania wraku będą kontynuowane. Po uzyskaniu nowych danych na temat miejsca zatopienia i stanu wraku Holendrzy mają nadzieję znaleźć w brytyjskich i niemieckich archiwach dalsze szczegóły utraty "O-22". Uda się być może skorygować wcześniejsze przypuszczenia co do zatopienia okrętu w dniu 8. listopada 1940 roku przez niemiecki trałowiec "M-144" i ścigacz okrętów podwodnych "UJ-177".
            Artykuły, ukazujące się w prasie holenderskiej były czytane także w Norwegii. Pierwszą gazetą norweską, w której 22. kwietnia 1994 roku znalazła się obszerna relacja o "O-22" była "Agderposten", której redaktorzy przygotowali ją na podstawie materiałów, uzyskanych drogą osobistych kontaktów z Holendrami oraz dodatkowych informacji od kierownictwa "Oil Directorate". Również w "Stavanger Aftenblad" ukazał się, napisany z pozycji neutralnych, artykuł o okolicznościach utraty i odnalezienia wraku HrMS "O-22", lecz już następnego dnia redakcja zmieniła swoje stanowisko w sprawie, stwierdzając w kolejnym wydaniu, iż cała sprawa nie była znana norweskim czynnikom wojskowym. Próbowano zapewne skłócić kierownictwo OD z władzami wojskowymi z powody niedostatecznie sprawnego obiegu informacji. Wspomniane kierownictwo zdecydowało, iż pozostanie z daleka od toczącej się dyskusji, lecz przesłano odpowiednie pisma rzecznikom prasowym instytucji wojskowych, którzy mieli podobno stwierdzić, że władze wojskowe rzeczywiście nie zostały dostatecznie poinformowane o sprawie. W piśmie przypomniano, iż zaraz po odnalezieniu wraku "O-22" w sierpniu 1993 roku, odpowiednie komórki Marynarki Wojennej informowane były o rozwoju sytuacji niemal na bieżąco.
            Informacje o znalezieniu miejsca spoczynku wraku HrMS "O-22" wywołały w Holandii poruszenie. Niektórzy z krewnych poległych Marynarzy przyjęli je z ulgą - nareszcie dowiedzieli się, co się stało, i gdzie spoczywają ich Mężowie i Ojcowie. Kon. Marine ze swej strony podeszła do sprawy bardzo taktownie. Dowódca holenderskich sił podwodnych, wizytując żyjące jeszcze wdowy po członkach Załogi "O-22", spotykał się także z rodzeństwem i dziećmi poległych. Do wszystkich rozesłano listy z informacjami o odnalezieniu wraku i znanymi szczegółami utraty okrętu. 
            Dla krewnych Załogi "Orła" raport o odnalezieniu wraku, opublikowany na wyrost, był bezceremonialnym i niepotrzebnym przypomnieniem tragedii sprzed 54 lat. Stosowne upomnienie, skierowane do dziennikarzy przez kontradm. Czajkowskiego, nadeszło zbyt późno, by temu zapobiec. Lecz każdy, komu nie są obojętne losy marynarzy uczestniczących w II wojnie światowej wciąż podziela nadzieję kontradmirała na to, że także wrak "Orła" zostanie pewnego dnia odnaleziony.

            Przetłumaczył i opracował
            W M Wachniewski

            Przypisy tłumacza:

            1. Znakomity skądinąd transportowiec "Altmark" był zaopatrzeniowcem "kieszonkowego" pancernika "Admiral Graf Spee", pierwszego wielkiego okrętu, utraconego przez Kriegsmarine podczas II wojny światowej. Na statku tym przetrzymywani byli brytyjscy jeńcy (oficerowie i członkowie załóg) z dziewięciu jednostek, zatopionych przez niemieckiego 'korsarza' w okresie wrzesień-grudzień 1939.
            2. ...a raczej szalupę.
            3. Była to de facto trzecia torpeda "Orła", gdyż pierwsza z wystrzelonych chybiła celu.
            4. W ostatni rejs wyszli na "Orle" nie dwaj, lecz trzej Brytyjczycy (członkowie ekipy łącznikowej RN, dowodzonej przez kpt. K. d'O. Notta).
            5. Taką oficjalną nazwę nosi Marynarka Wojenna Holandii.
            6. [Den] Helders Marinemuseum.
            7. [Wice]adm. R. A. Waga zmarł w 2008 roku.
            8. ...tj. ówczesnym lokalnym dodatku do gdańskiego wydania "Gazety Wyborczej" (dziś "Gazeta Trójmiasto").
            9. ...tj. w dwa lata i pięć dni po "Orle".
            10. Luitenant (ter Zee) - to po holendersku chyba kapitan marynarki?
            11. Podobna była sytuacja z "Orłem", którego radiostacja zamilkła na zawsze krótko po opuszczeniu przezeń bazy w Rosyth.
            12. Ten fragment tekstu pokazuje jego "wiek" - artykuł powstał ponad 20 lat temu!

            Przekład i opracowanie: Wojciech M. Wachniewski

            Zdjęcia: archiwum gminy Vlissingen.