Książki dla dzieci XXI wieku?!

Czytałam ostatnio, że 50% holenderskich dzieci nie odczuwa  przyjemności w czytaniu książek. Ta liczba wydaje mi się i tak bardzo ostrożnym szacunkiem.

dzieci i Harry PotterW mojej rodzince dla przykładu (trójka dorastających dzieci) 66,66% potomstwa nie ma żadnej przyjemności w czytaniu książek. OK, Harry Pottera połknęli jednym tchem, ale to był wyjątek. Przypuszczalnie Harry Potter jest dla dzieci tym czym dla dorosłych jest pornografia: wszystkie inne lektury i seks przy tym blakną.
Sama nie miałam cierpliwości przebrnąć przez Harry Pottera a i moja opinia o twardym porno się tutaj nie liczy. Problem pozostaje: dzieci nie chcą czytać książek i co my możemy na to poradzić?
- Nic – skłaniam się do tej odpowiedzi, bo wiem z doświadczenia, że powściągliwość w wychowaniu może nie daje efektów ale zapobiega konfliktom.
A zresztą, kim my rodzice jesteśmy aby nasze staroświeckie wzorce nakazywać młodej generacji? Moi chłopcy będą kiedyś szyderczo ale i z lekkim sentymentem opowiadać swoim dzieciom:dzieci czytają?
- Nam babcia i dziadek nie pozwalali na więcej jak osiem godzin internetu – a te słuchając tego ze zgrozą dadzą swojemu ulubionemu hologramowemu awatarowi zrobić sobie loda aby wyjść z szoku. Tak będzie na pewno - nie miejmy iluzji - na ile gorliwie wciskalibyśmy dzieciarni w gardło i z największą lubością Roalda Dahla i Tonke Draagt. Znam nawet rodziców którzy swoim dzieciom płacą za każdą przeczytaną książkę. Niezły pomysł. Zapewne wkrótce będą musieli płacić także aby usiadły do stołu przy obiedzie lub bawiły się na dworze.
Ja już straciłam nadzieję na to ich czytanie książek ale ciągle jeszcze, z nikłą nadzieją, zabieram dzieci do księgarni, chociaż z drugiej strony boję się aby to nie miało odwrotnego efektu. Gdy zabierzesz ze sobą wegetarianina do rzeźnika to szansa jest mała aby z lubością zatopił swoje zęby w kaszance.
Ostatnio jednak odniosłam niespodziewany sukces.  Gdy dochodziłam do kasy z porcją wspaniałej literatury, dzieci dorzuciły mi książeczkę z pytaniem – możemy wziąć tą? - nawet nie spojrzałam na tę książkę - żeby to był nawet „Mein Kampf” - dzieci chcą książkę!
W domu zaczęły natychmiast coś w tej książce bazgrać długopisem.
- No co wy robicie? - spytałam – Robimy co trzeba! - zawołały - To jest pamiętnik!
Uspokojona zagłębiłam się w Buwalda. Jednak szybko entuzjastyczne odgłosy wydawane przez moje dzieci przybrały proporcje których nijak nie dało się skojarzyć z pisaniem pamiętnika. Gdy zerknęłam spoza mojej lektury byli akurat zajęci wylewaniem szklanki coli na książkę. Jak się później okazało, wyrwali  także sporo kartek, spalili je lub potargali. Teraz kłócili się o to który z nich może iść pod prysznic tą biedną książką.
- Hej, zgłupieliście zupełnie?! - krzyknęłam odbierając im książkę. „Wreck This Journal” brzmiał jej tytuł – czyli zniszcz ten pamiętnik. Na każdej stronie widnieje instrukcja, jak na przykład: „wyrzuć ten pamiętnik przez okno” lub „przyklej na tej stronie gumę do żucia”, albo „daj psu do zabawy”.
- What the fuck – pomyślałam, bo ja jestem w końcu nowoczesna.
Krótkie poszukiwanie na internecie dało szybkie rozwiązanie zagadki:  Wreck This Journal jest światowym bestsellerem. Wśród tysięcy entuzjastycznych reakcji czytelników znalazłam takie: „właśnie się rozeszłam i ta książka pomogła mi wyładować nagromadzoną agresję”, „ta książka pomogła mi przetrwać chemoterapię” lub wielomówiące „nienawidzę czytać ale to jest moja ulubiona książka”.
Gdy to piszę moje dzieci z radością znęcają się nadal nad Wreck This Journal. Czy ja słyszę wyrzynarkę?! Nie... ale z czytaniem już nic nie będzie. Ani tutaj, ani nigdzie.
Jesteśmy skazani na zagładę.


Sylvia Witteman
Volkskrant Magazine
tłumaczenie własne