Polski krzyż pański

Polska ma problem z krzyżem. Polska nie chce krzyża nieść, ale nie może go też z barków zrzucić. W pewnym sensie latem roku 2010 Polska ma podobny problem jak Holandia. Holandia ma problem z islamem. Holandia nie chce islamu ale nie może go z barków zrzucić.

Na tym zamykają się porównania.

Polski naród nie jest takim jak o sobie sam myśli. Od momentu odzyskania przez Polskę niepodległości w roku 1918 Polacy karmią się mitami. A może już wcześniej. Jest to zrozumiałe, bo dla potrzeby chwili potrzebna była HISTORIA uzasadniająca istnienie państwa polskiego. Te mity przekazywane z pokolenia na pokolenie zostały po roku 1944 jeszcze bardziej utrwalone z jeszcze bardziej zrozumiałych względów. Polacy musieli sobie przyswoić Nową Polskę na Nowym Terytorium z narodem przenicowanym w stopniu jakiego historia nie zna.

Regiony które zamieszkiwane były przez niemal 50% ludności prawosławnej a reszta po trosze katolików, Żydów, Niemców, Rosjan i nawet Holendrów musiały zamienić się w 100% etnicznie czyste regiony katolickich Polaków.

Dzisiaj Polska to naród homogeny ale tylko na papierze, zlepiony w szybkim tempie z bardzo wielu różnych grup etnicznych do tego niemal nikt nie mieszka na ziemi swoich dziadów, czyli bez własnej świadomości, próbujący w ciągu ostatnich 100 lat przybrać sobie nową świadomość. Najłatwiej jest to zauważyć na architekturze domów 100. letnich jak i tych nowo budowanych. Całkowity brak ciągłości kulturowej. Ten naród  w znacznej części ma bizantyjskie rodowody religijne cechujące się adoracją prawosławnym ikonom; Matki Boskiej Ostrobramskiej, Częstochowskiej, Kodeńskiej, Ojca Świętego (ale tylko naszego) i tysiącom innych symboli wiary.

Krzyż na Krakowskim Przedmieściu jest także symbolem tej części polskiego społeczeństwa. Połowy polskiego społeczeństwa. Tej połowy czującej podświadomie, że jej korzenie leżą nie na Zachodzie.  Druga, progresywna połowa walczy z tą pierwszą. To jest walka która się odbywa w każdym Polaku. Każdy z nas stoi w rozkroku między Wschodem i  Zachodem.

Warszawa - Krakowskie Przedmieście

Dzisiejsza Holandia stoi także w rozkroku. Połowa społeczeństwa holenderskiego boi się islamu. Boi się i chce się go pozbyć. Dlatego głosowała za Wildersem. To jest ta połowa mniej wykształcona, prostacka, kierująca się instynktami a nie rozumem. Każda chusta, każdy półksiężyc jest ich wrogiem. Karmieni są nienawiścią od 11 września 2001. Podobnie jak Polacy karmieni są nienawiścią do Niemców i Rosjan.

Druga, ta progresywna i wykształcona część holenderskiego społeczeństwa choć także nie przepada za islamem i muzułmanami we własnym kraju to jednak zdaje sobie sprawę, że rasizm, dyskryminacja, Wilders nie może wziąć góry w Europie XXI wieku. Te niskie uczucia są podłe i niegodne Europejczyka. Gdy wyniki wiosennych wyborów zmuszają do tworzenia koalicji rządowej z partią rasistowskiego populisty  Wildersa to zdrowy rozsądek polityków w Hadze każe im temu się opierać. Ten dylemat ukazał słabość  DemoKracji gdzie Władza Ludu nie jest do zaakceptowania przez elity władzy w Hadze. Czy Wilders wejdzie do rządu,  czy nie - tego nie wiem. Nawet jeśli wejdzie to długiego żywota ten rząd mieć nie będzie. Tak jak nie wiem, czy sprzątnięty będzie krzyż na Krakowskim Przedmieściu, sprzed pałacu który nomen omen przebudował car Aleksander II i do niedawna zwany był namiestnikowskim.

Polska pełna jest krzyży ale codzienne życie Polaka nie ma nic wspólnego z religią. Codzienne życia Holendra nie ma nic wspólnego z islamem.

Ale czy to jest wszystko ważne? Wydmuchane problemy. Każdy i tak ma swoją prawdę. Barykady buduje się dzisiaj w Holandii i w Polsce.