Jak długo trzeba tu żyć aby nie być gościem?
Ile lat, ile dziesięcioleci, ile generacji potrzeba aby nie czuć się gościem w obcym kraju? Myślę, że mało jest ludzi co się nad tym tak naprawdę zastanowiło. Szczególnie mało emigrantów. Ale kto jest emigrantem? Emigranci to Oni. To nie ja przecież?!
W Polsce żyje jeszcze generacja która wyemigrowała ze swoich ziem rodzinnych do Olsztyna, Kołobrzegu lub Wrocławia. Czy oni już są u siebie? Czy byli kiedykolwiek u siebie? Może im przychodziło to łatwiej bo na ogół zostawali wśród swoich, Samych Swoich.
Ale jak jest z Polakami poza Polską? Nawet na łamach Wiatraka wypowiadają się ludzie którzy po kilku latach pobytu w Holandii uważają, że czują się u siebie ale są i tacy co po 30 latach czują się nadal gośćmi u obcych. Od czego to zależy? Czy od naiwności młodości, czy od charakteru i osobistych cech łatwego adoptowania się do warunków?
Ale na ile trzeba się dostosować, zintegrować aby twój holenderski sąsiad nie widział w tobie Polaka?
- Wat spreek jij goed Nederlands, zeg!
Tą pochwałę (Ho! jak ty mówisz dobrze po holendersku!) słyszą wszyscy Polacy którzy chociaż trochę zaczynają władać holenderskim. Gdy tej pochwały jeszcze nie słyszałeś to znaczy, że mówisz rzeczywiście podle po holendersku.
Ale zaraz za tym Holender zadaje ci następne pytania:
- Mis je Polen? (tęsknisz za Polską?)
- Ga je terug naar Polen? (wracasz do Polski?)
Co świadczy o tym jak gospodarz oczekuje, że goście w końcu wyjadą.
Waar kom je vandaan?
To pytanie (skąd jesteś) jest ci zadawany tym częściej im gorzej władasz językiem holenderskim. To pytanie ma ci dać do zrozumienia, że nie jesteś rozpoznawany jako jeden "z nas".
Polandia
W Holandii osiedla się coraz więcej polskich rodzin. Mężczyźni sprowadzają żony, rodzą tu dzieci z nadzieją, że ich dzieci będą miały lepszą przyszłość niż we własnej ojczyźnie. To nadzieja i optymizm młodości. Przyszłości nikt nie zna, także rodzice. Rodzice znają tylko siebie, tu i teraz. Nie są w stanie wiedzieć jak ich dzieci będą się czuły i jak myślały za dwadzieścia lat. Jak będą się czuli ludzie urodzeni już w Hadze lub Groningen ale z korzeniami jeszcze w Andrychowie lub Sieradzu. Bo czyż rodzice nie będą się starali zachować i przekazać język, tradycje, kulturę i obyczaje swoich przodków? Czyż nie będą wychowywać swe dzieci w Hadze na „dobrych Polaków”? Czyż nie będą żyć tylko i wyłącznie w polskim getcie, kompletnie odizolowani od Holandii. Czyż nie będą otaczać się tylko polskimi mediami, polskimi znajomymi i własną rodziną, jeśli uda im się ich ściągnąć? Będą znali dobrze Gesslerową, Wojewódzkiego, Chodakowską, Strasburgera, Sianeckiego, Janowskiego ale nigdy nie słyszeli ani nie usłyszą o: Boudewijn de Groot, Wendy van Dijk, Sonja Barend, Peter R. de Vries, Freek de Jonge, Connie Palmen, Matthijs van Nieuwkerk, Jeroen Pauw.
Już to w Holandii przerabialiśmy 40 lat temu kiedy przyjeżdżali tu gastarbeiterzy z Turcji i Maroka. Nie widzę oznak aby proces integracji Polaków był inny. W moim mieście jest więzienie dla młodzieży od 12 do 21 lat (Jeugdinrichting). Aż 80% młodych więźniów to druga generacja Marokańczyków i Antylczyków. Czy ich rodzice przybywając do Holandii mogli o tym pomyśleć, że ich dzieci z braku tożsamości narodowej zejdą na złą drogę?
Postawić walizki
W Stanach Zjednoczonych wybory prezydenckie wygrał murzyn - Barak Obama. Jak wielka była euforia wśród murzyńskiej części amerykańskiego społeczeństwa. Ciemnoskóra aktorka Whoopi Goldberg powiedziała po ogłoszeniu wyników wyborów: „zawsze widziałam siebie jako Amerykankę ale wczoraj wieczorem dostałam nagle uczucie, że mogę wreszcie postawić moje walizki”. Wciąż czuła się gościem w podróży! Nie czuła się pełnoprawnym obywatelem Stanów Zjednoczonych. Ciemnoskórzy Amerykanie, potomkowie niewolników, po co najmniej 200 latach czuli się nadal gośćmi wśród białych. A co dopiero powiedzieć o Żydach którzy żyli w Europie tysiąclecie i jakże skwapliwie pozbyliśmy się tych gości z naszego kontynentu?!
Ciężar walizki
Zacytuje tu fragment wspomnień pana Tofik Dibi, marokańskiego członka holenderskiego parlamentu:
Poczucie gościa z walizką miałem już we wczesnym dzieciństwie. Dokładnie kiedy po raz pierwszy mogłem pójść się bawić do mojego holenderskiego kolegi z klasy. Jeszcze za nim wyszedłem z domu rodzice mnie upominali abym się grzecznie zachowywał aby Oni nie myśleli, że My jesteśmy inni. Byłem bardzo podekscytowany bo słyszałem już jakie piękne zabawki miał mój holenderski kolega. To co w jego pokoju zastałem było w rzeczywistości istnym katalogiem Intertoys. Czas leciał szybko i zanim się spostrzegłem wybiła godzina szósta. Czas obiadu. Mama kolegi wołała do stołu. Na moje spojrzenie zastygła w milczeniu. Poczerwieniała i zaszeptała do synka: „Czemu nie powiedziałeś, że on tu zostanie jeść?”. Następnie uprzejmie wyprowadzono mnie za próg. Uczucia wstydu jakie mnie wtedy wypełniło nie zapomnę nigdy. Często po tym w życiu czułem ciężar tej walizki. Chociaż ja urodziłem się w Holandii to czuję się gościem.
Ten ciężar walizki z emigracyjnym bagażem czujemy sami ale rekompensujemy go zaletami Niderlandów. W pełni będą ten ciężar mogły ocenić tylko nasze dzieci. Dla rodziców Holandia jest tylko tym czym Polska nie jest: dobrobytem, wyższą kulturą, ładnym mieszkaniem, luksusowym samochodem. W gruncie rzeczy rodzice myślą o sobie, co prawda nieświadomie ale egoistycznie. Rodzice codziennie delektują się zaletami jakie posiada Holandia w porównaniu do ich byłego życia w Polsce.
Dla dzieci tu urodzonych lub wychowanych te wszystkie dobra będą już czymś normalnym, ich własnym, nie dającym powodów do zadowolenia, tak samo jak Polak mieszkającym w Kielcach też nie wpada w euforię, że w sklepie za rogiem kupuje świeży polski chleb i może sobie ponarzekać z panią Krysią w budce Ruchu kupując gazetę.
Na pocieszenie mogę tylko stwierdzić, że nie spotkałem jeszcze na Zachodzie syna polskich rodziców który miałby jakikolwiek żal o to, że jego rodzice wyemigrowali. Dobrobyt waży znacznie ciężej niż pochodzenie.
(spisane w roku 2009)