Problemy z islamem w Holandii

W roku 2007 minęło 6 lat od kiedy dwa samoloty przebiły Twin Towers. Od tej pory życie muzułmanów w Holandii przestało mieć urok a dyskusja o integracji jest dzisiaj żarliwsza niż była kiedykolwiek. Poniżej krótki przegląd wydarzeń z tych 6 lat.

Holandia słynęła ze swojej tolerancji i wolności słowa

Dziennikarz Pim Fortuyn był wielkim zwolennikiem tej wolności i sam z niej czerpał pełnymi garściami. Na krótko przed 11-9 założył własną partię polityczną. Ten charyzmatyczny człowiek, który nie ukrywał swojego homoseksualizmu, stał się po zamachu w Nowym Jorku w szybkim tempie szalenie popularny w Holandii. Był pierwszym który ośmielił się nazwać islam zacofaną kulturą i mocno krytykował zasiedziały polityczny establishment w Hadze. Ośmielał się publicznie nazywać rzeczy po imieniu, dokładnie tak jak tego chciała słyszeć duża część społeczeństwa. Hascy politycy nie potrafili stawić czoła jego populistycznemu wyzwaniu i mogli tylko argusowymi oczami przyglądać się jak w ciągu kilku miesięcy Pim Fortuyn zdobywa serca i umysły Holendrów.

6 maja 2002 Pim Fortuyn zostaje zastrzelony przez lewackiego aktywistę na terenie holenderskiej telewizji w Hilversum. Ten mord wstrząsnął narodem, wzbudził wiele sentymentów i z całą siła rozgorzała dyskusja na temat granic wolności słowa.

Pim Fortuyn wielokrotnie udzielał wywiadu reżyserowi Theo van Gogh (daleki krewny Vincenta van Gogha) który jeszcze bardziej niż sam Fortuyn poruszał się chętnie na granicy wolności słowa, mówił co myślał i nie przebierał w słowach w swoich licznych wystąpieniach w mediach.

Ayaan Hirsi Ali była zaprzyjaźniona Theo van Goghiem. Ta kobieta pochodząca z Somalii była od roku 2002 aktywna w holenderskiej polityce i zdobyła rozgłos swoją krytyką islamu i pozycji kobiety w islamie. W szybkim tempie robiła sobie wrogów w muzułmańskich kręgach w Holandii i innych krajach. W roku 2004 Theo i Ayaan nakręcili 11-minutowy film pt. „Submission" o położeniu kobiety w islamie. W kręgach muzułmańskich film odebrany był negatywnie a reżyser Theo van Gogh zaczął otrzymywać anonimy z pogróżkami. 2 listopada 2004 Theo van Gogh zostaje w niezwykle brutalny i okrutny sposób zamordowany, w biały dzień, na ulicy w Amsterdamie. Sprawcą był młody, już urodzony w Holandii, z pochodzenia Marokańczyk, Mohammed B. Sprawca po zastrzeleniu reżysera przybił mu do piersi sztylet z listem w którym Ayaan Hirshi Ali została ostrzeżona, że spotka ją taki sam los. Od zamachu na Theo, z powodu grożącego zamachu na życie Ayaan, przebywa ona w ukryciu które jej zapewnia rząd holenderski. Jej kontrowersyjna postać zdobywa w Holandii tak wielu zwolenników jak i przeciwników i to nie tylko w kręgach muzułmańskich ale też w jej własnej partii VVD. Latem 2006 roku po brzydkiej akcji ministra d.s. integracji, Ayaan opuszcza kraj gdy okazuje się, że tak tolerancyjna Holandia nie jest wystarczająco tolerancyjna dla kogoś takiego jak Ayaan Hirshi Ali. W tym ponurym dla Holandii okresie, na fali anty-muzułmańskich nastrojów wyrastają na scenie politycznej dwa nowe upiory żerujące na nastrojach; Geert Wilders i Rita Verdonk.

Holenderska polityka i jej czołowe postacie w roku 2012
Holenderska polityka i jej czołowe postacie w roku 2007.

Geert Wilders będąc członkiem parlamentu z liberalnej partii VVD wysuwa coraz bardziej prawicowe postulaty i uważa swoją partię za zbyt ugodową w stosunku do problematyki muzułmańskiej aż w końcu w roku 2004 występuje z VVD i zakłada własną partię. Sprzeciwia się wstąpieniu Turcji do Unii i uważa islam za zagrożenie dla zachodniej kultury. Geert Wilders otrzymuje anonimy z pogróżkami i dla własnego bezpieczeństwa musi się także ukrywać, zamieszkując w bazie wojskowej tam gdzie już mieszkała Ayaan Hirshi Ali.

W roku 2008 duże wzburzenie powoduje "film Wildersa" Rita Verdonk nie wypisała się z partii VVD ale w błyskawicznym tempie wzrosła jej popularność gdy jako minister integracji i spraw cudzoziemców umiała wykorzystać anty-muzułmańskie nastroje w narodzie. Z upływem czasu wypowiedzi polityków stają się coraz bardziej radykalne. Kilka tygodni temu Geert Wilders nawołuje do zabronienia Koranu a krótko po tym nazywa w parlamencie ministra „wariatem" po jego wypowiedzi o żydowsko-chrześcijańsko- muzułmańskiej kulturze. Geert Wilders ma coraz mniej zwolenników w parlamencie ale za to coraz więcej w narodzie. Holendrzy widzą w jak szybkim tempie ubywa kościołów a przybywa meczetów w ich kraju. Wtym czasie politycy łamią sobie głowy jak uspokoić społeczeństwo z coraz bardziej radykalnymi nastrojami po stronie jedno milionowej mniejszości muzułmańskiej jak i rdzennych mieszkańców tego kraju. Zdaje się, że wszystkie próby zintegrowania tych mniejszości narodowych skończyły się fiaskiem. Kilkudziesięciotysięczna grupa gastarbeiterów których holenderski rząd sprowadził w latach 60. i 70. nie wróciła do swojego kraju a wręcz przeciwnie; rozrosła się do 1 miliona. Muzułmanie; najczęściej Marokańczycy i Turcy, dzisiaj już drugiej generacji nie zintegrowali się z Holendrami, często źle władają językiem, mają słabe wykształcenie, często popadają w konflikt z prawem i źle funkcjonują w społeczeństwie.

Na horyzoncie pojawia się właśnie następna postać z islamskiej serii. Młody, 22-letni Ehsan Jami z pochodzenia Irańczyk i członek największej holenderskiej partii socjalistycznej (PvdA) powołał akurat wczoraj; 11 września „Komitet Byłych Muzułmanów". Celem jest walka o wolność religijną a w szczególności o wolność muzułmanów w wyborze religii. Ehsan Jami cytuje w mediach chętnie najmocniejsze fragmenty Koranu i jest w tej chwili na pierwszych stronach wszystkich gazet postrzegany jako następca Ayaan. W międzyczasie następna grupa ex-muzułmanów powołała komitet odcinający się od Ehsan Jami.

A jak jest z Polakami? Polacy z tymi problemami integracji nie mają jeszcze dużych problemów. Ale Polacy w Holandii są zjawiskiem bardzo świeżym. Mniej się wyróżniają, są bardziej „zachodni", chodzą grzecznie do „naszego" chrześcijańskiego kościoła i ciężko pracują. Krótko powiedziawszy: nie są uciążliwi dla Holendrów. Mimo to w przyszłości czai się niebezpieczeństwo dla tych Polaków (a jeszcze bardziej ich dzieci) którzy decydują się pozostać na stałe w Holandii. W tej chwili, tak samo jak było 30 lat temu Holendrzy są przekonani, że Polacy popracują i jak uzbierają dosyć pieniędzy to wrócą do swojego kraju. Lwia część Polaków potwierdza to holenderskie przekonanie, tak samo zresztą jak i wówczas robili to marokańscy i tureccy gastarbeiterzy. Niektórzy mają intencję wrócić ale większość nie. Jeśli ci co zostaną i nie będą się integrować - historia może się powtórzyć.