Moja nowa serdeczna przyjaciółka

Ile polskich pań (i panów) może się pochwalić posiadaniem tutaj takiej serdecznej, holenderskiej przyjaciółki (lub dobrego kolegi)?

Emigracja to zerwanie więzi z przeszłością i z najbliższymi. Po 20 latach mieszkania w Almere może się okazać, że sąsiadka jest nam bliższa niż własna matka z Tarnowa!

Od wielu lat jedną z moich ulubionych holenderskich felietonistek jest Sylvia Witteman. Ta felietonistka gazety Volkskrant - choć jest rasową Amsterdamką - większą cześć swego dorosłego życia spędziła za granicą, w tym długi okres w Rosji (przez co wyraźniej czuje tą "słowiańską duszę"), w Berlinie i w Waszyngtonie. Przez lata mieszkania w Moskwie a później, w Berlinie (gdzie miała polską gospodynię) ma Sylvia w moim odczuciu nieco bardziej "swojskie" spojrzenie na świat niż przeciętny Holender, przez co - czytając jej felietony - wielokrotnie nie mogłem wyjść z zdumienia, że to jest jednak Holenderka!

W jej relacjach z życia w Waszyngtonie uderza mnie często jak bardzo jest spojrzenie na Amerykę do złudzenia przypomina moje spojrzenie, jak i wielu innych Polaków na... Holandię. Mam tu na myśli Polaków osiadłych w Holandii. Już kiedyś dałem tego wyraz tłumacząc jeden felieton Sylvii - bez podania źródła - aby zilustrować jak w miarę przesuwania się na Zachód przesuwa się też stały wzorzec Zachodu.

W felietonie Friends 4 Ever z marca 2010 Sylvia Witteman skarży się, że po 3 latach mieszkania w dobrej dzielnicy Waszyngtonu nie ma tam nadal prawdziwej, serdecznej przyjaciółki.

przyjaciółki

Za serdeczną przyjaciółkę Sylwia uważa "osobę która polubiła mnie, mimo wielu moich wad (i odwrotnie). Osobę z którą śmieję się z tych samych rzeczy i przy której obecności mogę swobodnie sikać w ubikacji z otwartymi drzwiami kontynuując dalej rozmowę".

  • Ile polskich pań (i panów) może pochwalić się posiadaniem tutaj takiej serdecznej, holenderskiej przyjaciółki (lub kumpla)?

Winę za ten stan rzeczy zwala Sylwia na stosunkowo krótki pobyt w USA ale także na charakter Amerykanów którzy nie będąc nigdy niczego pewni (brak ochrony socjalnej) przyzwyczajeni są do bardzo częstych przeprowadzek; tracąc i na nowo poszukując nowej pracy która może znajdować się po drugiej stronie kontynentu. Ta tymczasowość pobytu nie daje Amerykanom możliwości związania się ze swoim otoczeniem owocuje w płytkości kontaktów międzyludzkich... gdy tymczasem Amsterdamczyk przeprowadzający się do Haarlemu (15 minut jazdy samochodem) organizuje pożegnalną zabawę dla przyjaciół.

A jak to jest z naszymi holenderskimi przyjaciółkami?