Aby moje dzieci miały lepiej

W momencie gdy Europa zaczęła się jednoczyć mając nadzieję na stworzenie jednego silnego państwa które miałoby szanse stawiać czoła wielkim światowym potęgom jak Chiny, Indie, Japonia i Ameryka to w tym momencie zaczął się właśnie jej rozpad. Każdy kraj wybiera swój krótkowzroczny doraźny interes ponad interes ogółu.

Zdaje się nawet, że wobec groźby masowego napływu cudzoziemców z biednych krajów Afryki jest możliwość porzucenia układu Schengen i stworzenia nowych murów na granicach poszczególnych krajów bogatej Europy. Polacy jak zawsze zresztą, stoją na pograniczu; nie czują się tak naprawdę bogatym Zachodem ale także nie biednym Wschodem.

W Holandii poczucie zagrożenia cudzoziemcami, w uproszczeniu reprezentowanym przez "islam", narasta i "system immunologiczny" narodu broni się się coraz mocniej przed drobnoustrojamizwanymi Marokańczycy, Turcy, Somalijczycy a nawet Bułgarzy i Polacy.

Jest to krótkowzroczność człowieka pilnującego swojego doraźnego interesu. Na dłuższą metę taka izolacja od reszty świata nie przynosi korzyści.

Najlepszym przykładem na to jest właśnie sama Holandia.emigranci w Ameryce

Holandia stała się w XVII wieku wielką potęgą ekonomiczną świata właśnie dzięki wielkiemu napływowi cudzoziemców do tego bagiennego kraju. Amsterdam, podobnie zresztą jak i dzisiaj, zawdzięczał swoja świetność dzięki napływowi kupców, żeglarzy, rzemieślników i naukowców z całego ówczesnego świata: Żydów, Portugalczyków, Hiszpanów, Niemców, Francuzów i nawet Polaków.

Podobnym przykładem są także Stany Zjednoczone Ameryki które są dzisiaj największą potęgą świata dzięki ciężkiej pracy dziesiątków milionów imigrantów w tym milionów Polaków.

Statua Wolności i wyspa Ellis - początek emigracji

Imigranci są "nowym zastrzykiem świeżej krwi" w narodzie. Dają mu nową energię.

Emigranci mają zapał i cel w życiu jakiego już dzisiaj takie społeczeństwo holenderskie nie ma.

Ktoś już to dobrze zauważył, że przyszłość mają ci którzy pracują aby "moje dzieci miały lepiej".

Holendrzy już w to nie wierzą. Nie pracują z wiarą na lepszą przyszłość swoich dzieci. Dzieci zresztą też mają coraz mniej. Bo po co?